Jest zbrodnia, musi być i kara. Zabójstwo gen. Marka Papały
"Jest zbrodnia, musi być i kara" to słowa wypowiedziane na sali sądowej przez żonę zamordowanego 25 czerwca 1998 roku generała polskiej policji, Marka Papały.
W czerwcu tego roku minęły 22 lata od tamtych zdarzeń. I mimo że upłynęło niemal ćwierć wieku, mimo dwóch śledztw prokuratorskich, mimo że kolejni ministrowie sprawiedliwości i kolejni komendanci główni zapewniali, że wykrycie sprawcy tego zabójstwa jest dla nich priorytetem, sprawa wciąż jest niewyjaśniona. Zabójstwo generała Papały to wyrzut sumienia dla polskiego wymiaru sprawiedliwości i dowód na to, że wciąż silni są ludzie, którzy potrafią sprawić, że morderca komendanta głównego policji pozostaje bezkarny.
Był późny wieczór, godzina dziesiąta. 38-letni generał wjechał na parking przy bloku swoim daewoo espero. Otworzył drzwi samochodu i zdążył wyjąć jedną nogę, kiedy padł strzał. Jedna kula wycelowana w sam środek czoła z pistoletu z tłumikiem przebiła czaszkę na wylot i upadła na dywanik przy siedzeniu pasażera. Świadek zbrodni, Wietnamczyk, który w przerwie meczu stał na balkonie i palił papierosa usłyszał wybuch, a potem zobaczył uciekającego mężczyznę. Zabójcę widziała także żona Papały, spacerująca w tym czasie przed blokiem z psem. Gdy dobiegła do samochodu, znalazła bezwładne ciało męża.
W toku pierwszego śledztwa rozpatrywano aż jedenaście wersji wydarzeń. Najważniejsza z nich zakładała, że była to egzekucja, której dokonano na zlecenie. Generał miał stać się zagrożeniem, gdy zdobył wiedzę o międzynarodowym przemycie i handlu narkotykami, na którym zarabiały służby specjalne. Podżeganie do zbrodni Papały zarzucono polonijnemu biznesmenowi z Chicago, Edwardowi Mazurowi. Na jego trop naprowadził śledczych Artur Zirajewski ps. "Iwan". Gangster zeznał, że był świadkiem rozmów Mazura z Andrzejem Z. "Słowikiem" i Nikodemem S. "Nikosiem" w kwietniu 1998 r. w gdańskim hotelu Marina, podczas których Mazur szukał wykonawcy zlecenia.
Gdy warszawska prokuratura postawiła zarzuty przebywającemu wówczas w USA biznesmenowi, amerykański sąd nie zgodził się jego ekstradycję. Oskarżenie objęło więc tylko Andrzeja Z. „Słowika” i gangstera Ryszarda Boguckiego, który w noc zabójstwa miał stać na czatach.
W międzyczasie nastąpił zwrot akcji. W 2009 roku ówczesny minister sprawiedliwości podjął decyzję o przejęciu przez łódzką prokuraturę wątku Mazura i wszczęciu śledztwa w sprawie nieprawidłowości, do których miało dojść podczas pierwszego postępowania. Po trzech latach okazało się, że łódzcy śledczy wytypowali innego winnego zabójstwa komendanta. Ustalili, że śmiertelny strzał do generała policji oddał złodziej samochodów Igor Ł. ps. „Patyk”, bo chciał mu ukraść kilkuletnie daewoo espero.
W 2013 roku „Słowik” i Ryszard Bogucki zostali uniewinnieni, a Igor Ł. „Patyk” i jego kumple złodzieje samochodów aresztowani. Drugi proces przed warszawskim Sądem Okręgowym toczy się od 2015 roku i jego końca nie widać. Igor Ł., mimo że jest oskarżony o zabójstwo, odpowiada z wolnej stopy. Zdaniem wielu jest to dowód na to, że łódzka prokuratura nie ma przekonujących dowodów na jego winę.
Wątpliwości jest rzeczywiście wiele. Po pierwsze zbrodnia miała charakter klasycznej egzekucji, a nie przypadkowego postrzelenia przy kradzieży. Po drugie auta generała nie skradziono. Po trzecie, złodzieje samochodów nie chodzą „na robotę” z bronią. Po czwarte, zdaniem byłych kompanów Igora Ł., „Patyk” nigdy nie zainteresowałby się kradzieżą wysłużonego policyjnego daewoo espero, bo kradł wyłącznie luksusowe samochody. Po piąte, Igora Ł. obciążył Robert P. ps. „Biker”, inny złodziej samochodów, który wcześniej na skutek zeznań „Patyka” odsiedział sześć lat w więzieniu. Po szóste, „Biker” nie pochwalił się swoją wiedzą o mordercy generała przez wszystkie lata, które spędził za kratami, a przypomniał sobie o niej dopiero, gdy łódzcy śledczy zajęli się sprawą. Po siódme - tylko idiota dla daewoo espero zabija byłego komendanta głównego policji. I tak dalej, i tak dalej…
Drugi proces w sprawie morderstwa komendanta głównego policji może zakończyć się takim samym wyrokiem, jak pierwszy – uniewinniającym. Zabójstwo wciąż nie zostanie osądzone, a prawdziwi mordercy pozostaną na wolności. Zbrodnia była, ale kary wciąż nie będzie.
W reportażu " "Jest zbrodnia, musi być i kara" opisuję tę jedną z najbardziej tajemniczych zbrodni III RP.
ODCINEK 1. EGZEKUCJA
Jest ciepły czwartkowy wieczór 25 czerwca 1998 roku. To początek lata, dzień jest długi, zmierzch zapada dopiero o 21.52. Dwie minuty wcześniej Małgorzata Papała wsuwa klapki na nogi i wychodzi na spacer z psem, jamnikiem. Jej mąż, Marek, ma lada chwila nadjechać z teściową. Kobieta przyjeżdża do nich z Pruchnika - rodzinnej miejscowości Marka na Podkarpaciu pociągiem „Solina”. Syn ma ją odebrać na Centralnym.
Dziesięć minut później pomiędzy blokami Małgorzata widzi samochód męża, bordowe policyjne Daewoo Espero, właśnie wjeżdża na parking. Kobieta zaczyna biec w jego kierunku, ale ponieważ jest w klapkach, po chwili zwalnia.
- Chciałam im pomóc wypakować się – zezna później.
Ale Marek Papała, były komendant główny policji, w samochodzie jest sam. Pociąg z Przemyśla, którym miała przyjechać jego matka jest spóźniony o dwie godziny, mężczyzna wraca więc do domu. Wjeżdża przed blok i parkuje tyłem do ulicy pomiędzy innymi samochodami. Wyłącza silnik, otwiera drzwi i wystawia lewą nogę na chodnik. Bierze czarną teczkę i dżinsową kurtkę i już chce wysiąść, ale w tym samym momencie zauważa stojącego przed samochodem mężczyznę. Ubrany jest w ciemne spodnie i bluzę, w lewej ręce trzyma przedmiot w kształcie walca. Celuje nim w głowę Marka.
Małgorzata właśnie wychodzi zza krótszego boku bloku, kiedy słyszy odgłos wystrzału. Coś jakby „uderzenie metalowej kulki o szybę”. Patrzy w tym kierunku i widzi przecinającego parking i uciekającego pożarową ścieżką zgarbionego mężczyznę. Chłopak jest młody, szczupły i ma około 170 centymetrów wzrostu.
Małgorzata przyśpiesza w kierunku samochodu męża.
W tym samym czasie Wietnamczyk i jego kuzyn oglądają w telewizji mistrzostwa świata w piłce nożnej. Właśnie gra reprezentacja Niemiec. W przerwie meczu, mniej więcej kwadrans przed dziesiątą, mężczyzna wchodzi do drugiego pokoju. Zapala papierosa. Z okna na szóstym piętrze ma widok na cały oświetlony parking przed blokiem. Widzi wjeżdżający na parking samochód Marka. Bezwiednie toczy za nim wzrokiem. Mężczyzna zatrzymuje auto i wyłącza światła. W tym momencie rozlega się dźwięk podobny do wybuchu petardy.
Wietnamczyk wraca wzrokiem do samochodu Marka i widzi przed nim mężczyznę ubranego w ciemną kurtkę, spodnie i takie same buty. Człowiek ten jest szczupły i raczej niski, ma około 170 centymetrów wzrostu i ciemne włosy. Na głowie nie ma czapki ani maski, ale z takiej odległości Wietnamczyk nie widzi jego twarzy.
- Wyglądał, jakby wstał z chodnika pomiędzy samochodami opierając się o wiśniowe auto – doda potem inna sąsiadka, która w tym samym momencie weszła do kuchni i wyjrzała przez okno.
Kobieta ta potwierdza, że mężczyzna ten ma dwadzieścia kilka lat, jest niski i szczupły, ubrany na ciemno. Ona też jako jedyna dostrzega drugiego mężczyznę, który stoi obok skrzynki telefonicznej na trawniku za parkingiem. Człowiek ten wygląda podobnie do pierwszego, tylko jest jeszcze niższy, ma 160-170 centymetrów wzrostu.
Sąsiadka ma wrażenie, że to złodzieje, którzy chcą ukraść wiśniowy samochód. Wychodzi z kuchni, aby powiedzieć o tym mężowi.
Tymczasem napastnik szybko oddala się wąską, asfaltową dróżką między drzewami. Mężczyzna spod budki telefonicznej przechodzi koło samochodów i znika zaraz za nim. Obaj mijają parę młodych ludzi, którzy idą alejką w przeciwnym kierunku. Wietnamczyk widzi, że kobieta ma krótką spódniczkę do kolan i ciemną bluzkę.
Tę parę widzi też inny mieszkaniec szóstego piętra bloku przy Rzymowskiego w Warszawie. Akurat sprząta, głośno słucha radia. O godzinie dziesiątej – być może na wiadomości – podchodzi i je ścisza. Wtedy słyszy dwa strzały. Podchodzi do uchylonego okna i widzi lekko pochylonego mężczyznę, który szybkim krokiem oddala się w kierunku śmietnika, a potem znika w alejce. Mężczyzna ma krótkie, gęste szaro-blond włosy. Ubrany jest w popielatką kurtkę. Może mieć najwyżej 40 lat.
Kilka sekund później tą samą ścieżką nadchodzi obejmująca się para. Sąsiad Marka zwraca na nich uwagę, bo nigdy wcześniej ich nie widział w okolicy. Dziewczyna jest szatynką, ma proste włosy do ramion. Ubrani są w kurtki dżinsowe. Zmierzają w kierunku pierwszych klatek bloku.
Małgorzata też ich mija. Zapamiętuje, że kobieta ma jasne włosy średniej długości i jest ubrana w dżinsową kurtkę. Chłopak prawdopodobnie ubrany jest w granatowy bezrękawnik. Oboje są krępej budowy ciała.
Żona komendanta wchodzi na parking, podchodzi do samochodu męża. Widzi uchylone drzwi i wystającą nogę Papały.
- Wyglądało to tak, jakby mąż wychodził już z samochodu i coś go zatrzymało – zezna potem[i].
Małgorzata podchodzi do uchylonych drzwi. Przechyla się przez nie i widzi, że głowa jej męża leży na kierownicy. W pierwszej chwili kobieta myśli, że szuka on czegoś w samochodzie.
- Marek? Mareczku – mówi, ale nikt jej nie odpowiada. Obchodzi drzwi kierowcy i zagląda do samochodu. Podnosi męża.
Na jego twarzy i koszuli jest krew, leje się też z oczu i nosa. Po chwili bezwładne ciało osuwa się na siedzenie pasażera.
Z ust Małgorzaty wydobywa się krzyk.
ODCINEK 2. KŁĘBOWISKO
Sąsiadka z mężem wychodzą przed blok, zobaczyć, co się stało. Zbiegają się ludzie.
- Usłyszałem, że pani Papałowa krzyczy: Zastrzelili go, zastrzelili go!”, i zaraz wbiegła do pierwszej klatki – opowie potem świadek.
Z mieszkania dozorcy Małgorzata wzywa pogotowie i policję. Dwie minuty przed nią o postrzeleniu człowieka przy Rzymowskiego służby informują też anonimowy mężczyzna i anonimowa kobieta. Dyżurny wysyła na Rzymowskiego radiowóz, który jest najbliżej. Po chwili policyjny samochód na sygnale wjeżdża na parking.
Małgorzata Papała, w głębokim szoku, wskazuje funkcjonariuszom samochód męża. Prosi, by go ratowali.
Policjanci zaglądają do bordowego Deawoo.
Marek Papała jest ubrany w garnitur, koszulę i krawat. Jego tułów jest ułożony na wznak na przednich siedzeniach samochodu. Prawa ręka zgięta leży na brzuchu, lewa ręka wyprostowana dłonią sięga do dźwigni biegów. Na czole ofiary, powyżej nosa widoczna jest rana przestrzałowa. Otwór wylotowy jest z tyłu głowy w okolicy potylicznej, o cztery centymetry niżej od wlotu. Zniekształcony pocisk leży na dywaniku przed siedzeniem pasażera. Prawdopodobnie wystrzelony został z pistoletu TT kal. 7,62 mm.
Jak stwierdzi potem lekarz sądowy podczas oględzin, nie był strzał z przyłożenia ani bezpośredniego pobliża.
Sześć minut później lekarz pogotowia stwierdza zgon generała.
Strzelec oddał jeden strzał ze sporej odległości. Nie musiał poprawiać. Zawodowiec.
W kieszeni koszuli byłego komendanta policjanci znajdują legitymację służbową KGP, przepustkę umożliwiającą wjazd na teren MSWiA, policyjną „blachę” i przesiąkniętą krwią kartkę z odręcznie zapisanym numerem telefonu, z którego da się odczytać tylko pierwsze cyfry. W kieszeni marynarki jest telefon komórkowy.
Przed samochodem leży czarna teczka z jego osobistymi rzeczami.
Na miejsce przyjeżdżają politycy, dziennikarze i wszyscy święci.
- Byłem na miejscu zdarzenia 40 minut po zabójstwie generała Papały – opowie potem w TVN 24 ówczesny wiceminister spraw wewnętrznych Bogdan Borusewicz. – Wcześniej były przede mną trzy inne osoby: pan Roman Kurnik, pan Leszek Miller i jakiś mężczyzna, którego nie znałem. (…) Rozpoznałem go kilka lat później. To był Edward Mazur[i].
Do Mazura, polonijnego biznesmena z USA, z informacją o śmierci Papały dzwoni komendant stołeczny policji Michał Otrębski.
- Ale dlaczego akurat do pana? – będzie dociekała potem dziennikarka Anna Marszałek[ii].
- Nie wiem. Wiedział, że spotykaliśmy się z Papałą. Mówił: „Słuchaj, Marek nie żyje”. Ja byłem zszokowany.
Komendant Otrębski zawiadamia też innych polityków SLD – między innymi Leszka Millera i Zbigniewa Sobotkę, chociaż nie ma do tego żadnych podstaw formalnych, bo są wtedy poza rządem.
- Przyszedł do mnie Zbigniew Sobotka, który jest moim sąsiadem i powiedział, że jedzie tam z Millerem – będzie wspominał potem Hipolit Starszak, były zastępca prokuratora krajowego. – Zapytał, czy się nie zabiorę z nimi. Odmówiłem[iii]
Z kolei do Romana Kurnika, byłego zastępcy generała, dzwoni Małgorzata Papała. Kurnik przyjeżdża na miejsce zbrodni z żoną.
Wszyscy podchodzą do samochodu obejrzeć zwłoki.
- Jak udało się wam wejść tak blisko? – będzie się potem dziwiła Anna Marszałek[iv].
- Tam każdy by wszedł – odpowie jej Mazur. – Nawet pięćdziesiąt nieznajomych osób, gdyby chciało, też by weszło.
Po godzinie na miejscu zbrodni kręci się masa ludzi.
- Był niesamowity bałagan. Tego nie ukrywam – wyzna Zbigniew Matwiej, wtedy zastępca rzecznika prasowego KGP[v]. – Potężny błąd. Dopiero kiedy przyjechałem, zaczęto taśmą oddzielać to miejsce. Przypuszczać można, że część śladów zadeptano.
Pies tropiący prowadzi od samochodu, w którym znaleziono Marka Papałę ścieżką biegnącą między blokiem a działkami do ulicy, przy której traci trop. Kolejny pies szuka łuski po pocisku, też bez skutku. Jak stwierdzi potem prokurator w akcie oskarżenia: „jedynym wartościowym śladem kryminalistycznym zabezpieczonym na miejscu zdarzenia był pocisk kaliber 7,62 mm zabezpieczony w samochodzie ofiary”[i].
Pracę policjantów, a więc też prawidłowe zabezpieczenie miejsca zbrodni nadzoruje prokurator Zbigniew Żelaźnicki. Ten sam, który kilka lat wcześniej odpowiedzialny był za skandalicznie przeprowadzone oględziny miejsca zabójstwa Piotra i Alicji Jaroszewiczów.
ODCINEK 3. ZATOKA CZERWONYCH ŚWIŃ
Ten fatalny dzień pozornie zaczyna się zupełnie normalnie. Jak każdy inny dzień.
Chwilę po wpół do ósmej Marek Papała wychodzi z domu i jedzie do Studium Języków Obcych „Laris” w Wilanowie. Od kilku miesięcy codziennie od 8 do 13 szlifuje tu język angielski przed wyjazdem do Brukseli w charakterze oficera łącznikowego. Tego dnia Papała jest podenerwowany, nie poświęca zbyt wiele czasu na naukę.
Zapewne zauważa młodych mężczyzn, którzy od kilku miesięcy obserwują budynek szkoły z zaparkowanego obok samochodu.
Już o dziewiątej dzwoni do pułkownika Jana Bisztygi, byłego oficera wywiadu PRL, po wprowadzeniu stanu wojennego doradcy gen. Wojciecha Jaruzelskiego, a teraz doradcy Leszka Millera do spraw bezpieczeństwa. Bardzo mu zależy na pilnym spotkaniu z liderem SLD. Bisztyga chce się najpierw dowiedzieć, o co chodzi. Umawia się z Papałą za godzinę w okolicy Sejmu.
W międzyczasie Papała zajeżdża do ambasady USA i dzwoni do znajomej, Małgorzaty Winiarczyk-Kossakowskiej, byłej wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. Umawiają się na spotkanie wieczorem.
Po dziesiątej generał widzi się z Bisztygą. Prawie godzinę spacerują wokół Sejmu.
- To była dziwna rozmowa – opowie potem doradca Millera. – Chodziliśmy to w jedną, to w drugą stronę. Papała był wzburzony, gestykulował. [i]
Według relacji Bisztygi generał nie mówi nic konkretnego, tylko że „szukają na niego jakiegoś haka” i że „chcą go wyślizgać z wyjazdu do Brukseli”. Nie trzyma się to kupy o tyle, że już dziesięć dni wcześniej, 15 czerwca, Papała zawarł umowę o pracę z Ministrem Spraw Zagranicznych w Przedstawicielstwie RP przy Unii Europejskiej na stanowisku radcy.
Dziennikarzom "Super Expressu" Bisztyga zdradza więcej:
- Generał Papała mówił, że ktoś szykuje na niego atak. Odniosłem wrażenie, że się obawia o swoje życie i zdrowie. [ii]
Chociaż sprawa wygląda poważnie, Bisztyga nie umawia Marka Papały z liderem SLD. Odsyła go do Romana Kurnika, byłego szefa kadr SB w PRL, ale spotkanie z nim jest możliwe dopiero w poniedziałek. Przed jedenastą Papała wraca więc do szkoły językowej. Jednak już po godzinie dzwoni do biznesmena Włodzimierza Jermanowskiego, który wcześniej pożyczył mu 13 tysięcy złotych na spłatę raty za mieszkanie. Bardzo zależy mu na pilnym spotkaniu z biznesmenem, ale ten ma czas dopiero następnego dnia.
Miller i Jermanowski to niejedyne osoby, z którymi pilnie szuka kontaktu Papała. Poprzedniego dnia o dziewiątej wieczorem dzwoni też do Jana Rejczaka z AWS, wiceprzewodniczącego Sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. Niestety on też ma przepełniony kalendarz. Generał umawia się z nim na 26 czerwca.
Dwa dni później Marek Papała ma wyjechać do Stanów Zjednoczonych na zaproszenie Edwarda Mazura, polonijnego biznesmena z Chicago, „na miesięczne stypendium” w Concordia University.
- Nie władał biegle żadnym językiem obcym. Stąd też wyniknęła inicjatywa Mazura, żeby Papała pojechał do Stanów, do Chicago, na jakiś kurs – twierdzi Hipolit Starszak, pułkownik SB. - Miał tam chyba mieszkać u Mazura. Wiem, że córka jednego z prominentnych warszawskich policjantów też miała pojechać do Mazura.[iii]
Zdaniem Sylwestra Latkowskiego chodzi o córkę ówczesnego komendanta stołecznego policji Michała Otrębskiego.[iv]
Wszystko jednak wskazuje na to, że kilka godzin przed śmiercią generał Papała postanawia przełożyć wyjazd. Tego dnia, pod koniec zajęć, mówi właścicielce szkoły, że chciałby kontynuować naukę języka jeszcze przez trzy tygodnie, do połowy lipca.
Po pierwszej jedzie do MSZ. Je tu obiad, odbiera wspomnianą wyżej umowę o pracę na stanowisku oficera łącznikowego od radcy prawnego MSZ.
- Wyglądał na zadowolonego z wyjazdu do Brukseli – zezna potem prawnik. [v]
Młody policjant przywozi mu jakieś dokumenty. Po czwartej Papała mówi pracownikom ministerstwa, że przyjeżdża do niego matka i wychodzi. Godzinę później jest w domu. Ogląda mecz ze swoimi krewnymi z Podkarpacia, którzy są u Papałów z wizytą. Po szóstej zawozi ich i swoją córkę do hipermarketu, po czym wraca do domu. Po siódmej wchodzi do łazienki, żeby wziąć prysznic.
W tym samym czasie dzwoni do niego Edward Mazur. Odbiera żona Papały, prosi biznesmena, żeby zadzwonił później. Przed ósmą ponownie się zdzwaniają. Mazur proponuje, żeby Marek przyjechał do mieszkania Józefa Sasina, emerytowanego generała SB, w PRL odpowiedzialnego za V Departament MSW zajmujący się gospodarką.
Chwilę po ósmej Marek Papała dociera na ulicę Wiktorii Wiedeńskiej w Wilanowie, do tzw. zatoki czerwonych świń, gdzie mieszkania mają komunistyczni notable, oficerowie SB i liderzy SLD, między innymi Leszek Miller. Na miejscu dowiaduje się, że odbywa się tu impreza imieninowa żony gospodarza, chociaż imieniny Janiny były poprzedniego dnia, w środę.
Na imprezie jest syn solenizantki Jacek z żoną, Edward Mazur i Hipolit Starszak z żoną, jednak ci ostatni wychodzą godzinę przed przybyciem Papały.
- Marek wpadł do nas tylko na chwilę – będzie opowiadał później Józef Sasin. – Poprosił o szklankę wody. Było gorąco. Potem dał się jeszcze namówić na lody. Nie pił alkoholu, bo prowadził samochód. [vi]
Po lodach Sasin, Mazur i Marek Papała zostają w pokoju. Kobiety, w tym solenizantka, wychodzą do kuchni.
- Mieliśmy takie męskie tematy… - wyjaśnia dziennikarzom „Super Expressu” Józef Sasin. -Rozumiecie panowie, przy żonach nie można tak pożartować.
Te męskie tematy to wyjazd Papały do Stanów, bo o tym, według relacji Sasina, Mazur rozmawiał z generałem.
- Generał chciał przełożyć wyjazd o miesiąc – opowie potem Mazur. – Zdecydował, że leci dopiero w lipcu. Zadzwoniłem więc do Stanów. Później Marek z mojego telefonu zadzwonił do LOT-u i zmienił rezerwację biletów.
Po dziewiątej wieczorem Papała opuszcza imprezę u generała SB. Dzwoni do swojej wieloletniej kochanki, chce się z nią natychmiast spotkać.[vii] Podjeżdża pod jej mieszkanie, rozmawiają przez chwilę w samochodzie. Po kilku minutach rusza na dworzec. Kwadrans przed dziesiątą ma odebrać matkę, która przyjeżdża pociągiem Solina. Jednak pociąg jest opóźniony o prawie dwie godziny.
Marek wraca więc do domu.
Zabójca ma mało czasu. Nie może dopuścić do umówionych na kolejny dzień spotkań generała. Papała musi zginąć tej nocy.
ODCINEK 4. GRANAT W KLOZECIE
Co tak ważnego Papała chce przekazać znajomym politykom? Czego się boi?
Być może odpowiedzi na to pytanie trzeba szukać w spotkaniu generała z Jerzym Godlewskim, dziś prywatnym detektywem, wtedy tajnym współpracownikiem policji w Hamburgu. Godlewski współpracuje z niemieckimi śledczymi w zwalczaniu zorganizowanych grup przestępczych zajmujących się kradzieżą samochodów. W 1986 roku przenika do działającego w Niemczech gangu Nikodema Skotarczaka ps. Nikoś. Przy okazji rozpracowuje polonijnego biznesmena, Edwarda Mazura.
Do spotkania dochodzi w hotelu "Victoria" w Warszawie, kilka miesięcy przed śmiercią komendanta.
- Mazur był jednym z wielu, którzy przyjechali do Hamburga. Odwiedzał swojego podwładnego Nikosia – opowiada dziś Godlewski. - Takie ilości różnych rzeczy szły ze Stanów Zjednoczonych; samochodów, narkotyków, fałszywych pieniędzy. Mazur był mózgiem, tylko siedział na tylnym fotelu. On zarabiał pieniądze.[i]
Od lat 70. Edward Mazur jest TW II Departamentu MSW – kontrwywiadu. Po 1990 roku przejmują go nowe służby - jest „zamrożonym” współpracownikiem Zarządu Kontrwywiadu UOP pod pseudonimami „Szczęśliwy” i „Glad”. Prowadzi go płk Ryszard Bieszyński. Prawdopodobnie Mazur współpracuje też z którąś z amerykańskich służb - CIA lub FBI. W Polsce zakłada firmę Bakoma i nabywa udziały w spółce Bioton Ryszarda Krauze.
- A pani myśli, że Niemcy go nie zwerbowali? - dorzuca Godlewski. - To, że na pewnym etapie nikt nie był zainteresowany, żeby Mazura ścigać, to było jasne.
W 1998 roku niemiecka policja dostaje z FBI w Chicago materiały ze śledztwa w sprawie gigantycznego przemytu kradzionych w Stanach Zjednoczonych samochodów, które przez Niemcy trafiają do Polski. Auta te, wyposażone w sfałszowane dokumenty legalizacyjne, wprowadzane są do obrotu w Polsce jako mienie przesiedleńcze. W Hamburgu przemytem kieruje grupa Nikodema Skotarczaka ps. Nikoś.
Niemcy chcą przekazać dokumenty stronie polskiej, ale nie wiedzą, komu można ufać. Tajną misję zlecają swojemu agentowi.
- Miałem znaleźć bardzo wysokiego funkcjonariusza policji, który na 100 % nie będzie skorumpowany. Tak samo jak dzisiaj znaleźć Świętego Graala – wspomina Godlewski.
W końcu agent dociera do Adama Rapackiego, który w Komendzie Głównej Policji zajmuje się przestępczością zorganizowaną. Ten kieruje go do swojego szefa, Marka Papały.
- Papała był takim zwykłym gościem, którego wyrwali zza biurka, bo chcieli mieć komendanta, który nie będzie się w nic wpieprzał i nie będzie miał żadnego pojęcia o niczym – uważa Godlewski.
Niemiecki agent umawia się z komendantem polskiej policji w "Victorii". Przekazuje generałowi materiały FBI. Papała kartkuje plik.
- U nas to głównie rozprowadza samochody Nikodem? A wiecie, kto jest po stronie amerykańskiej? – pyta w końcu.
- Oczywiście – odpowiada agent.
- Kto?
- Edward Mazur.
- Pamiętam jego twarz… - opowiada dziś Godlewski. – I już mnie tylko o Mazura pytał.
- Musi pan wyznaczyć kogoś absolutnie pewnego – mówi niemiecki agent do generała. - To jest przekręt na dużą skalę. Tutaj są decydenci tacy, że nawet organa ścigania są kompletnie niezainteresowane. Niech pan zobaczy, kto tam ciągnie za te wszystkie sznurki.
- Zajmę się tym - zapewnia Papała. - Pan jest tutaj sam?
Marek Papała rozgląda się po sali.
- Nie – odpowiada Godlewski.
- A z kim?
– Z tą dziewczyną.
Ania siedzi obok przy stoliku, pije kawę i coś ogląda.
– To jest jakaś pana współpracownica?
– Nie, panie generale, to jest moja dziewczyna, jedziemy na wybrzeże zobaczyć Bałtyk, bo go dawno nie widziała - odpowiada Godlewski.
- On był pewny, że myśmy nakręcili film, że wszystko jest nagrane – mówi dziś prywatny detektyw. - Był pewny, że za chwilę ktoś do niego przyjdzie i będzie to przeciwko niemu używał.
Problem polega na tym, że Edward Mazur to dobry znajomy Marka Papały. Poznali się, gdy późniejszy szef polskiej policji pracował jeszcze w Biurze Ruchu Drogowego KGP. Mazur został mu przedstawiony jako biznesmen, który chce nawiązać współpracę pomiędzy polską i amerykańską policją.
Od tego czasu generał utrzymuje z polonijnym biznesmenem stały kontakt.
- Nie wiedział pan, że Papała się zna z Mazurem? – dziwię się.
- A skądże.
- Rozpracowywał pan przecież Mazura...
- Ale oni się od niedawna znali. Poza tym ja się zajmowałem Mazurem w Hamburgu, a nie w Polsce - zapewnia Godlewski. – W każdym razie powiadomiłem niemiecką policję, że dotarłem do generała. I że mają czekać, bo on się będzie kontaktował. Papała dostał szoku, bo oto się okazało, że facet, który będzie go gościł za niedługo u siebie w chacie w USA to jest nie biznesmen, ale zwykła menda.
- Papała nie wiedział o tym wcześniej?
- Absolutnie. Jeszcze kasę od niego pożyczył, tak mi powiedzieli Niemcy. Raport FBI Papała przekazał do dalszego opracowania, tylko dał to niewłaściwej osobie. Ja jestem pewny, że on z tym poszedł do Kurnika, który był wtedy jego zastępcą. Niechcący ostrzegł w ten sposób Mazura. Mazur zrozumiał, że jego kariera do ministerialnego stołka jest zagrożona, bo Papała nie był takim typem, który weźmie parę groszy i zapomni.
Kilka tygodni po spotkaniu w "Victorii", w styczniu 1998 roku generał traci stanowisko. Komendantem Głównym Policji zostaje Jan Michna, dotąd komendant wojewódzki policji w Katowicach. Papała ma dostać posadę oficera łącznikowego w Brukseli. Edward Mazur zaprasza go do Stanów Zjednoczonych na kurs angielskiego.
- On widział, że to zostało schowane i nic się z tym nie dzieje - opowiada Godlewski. - I to go musiało boleć. Bo on nie chciał odpuścić tego raportu. Szkoda może, że pan generał nie poszedł na jakieś ustępstwa, bo by żył. Ja mogę powiedzieć, że się dołożyłem do tej śmierci tym, że mu ten raport dałem. Wrzuciłem granat do klozetu.
ODCINEK 5. PLAN MORDERSTWA
Od spotkania generała Papały z Jerzym Godlewskim mija kilka miesięcy. Jest kwiecień 1998 roku. Andrzej Zieliński ps. Słowik i Nikodem Skotarczak ps. Nikoś, szef trójmiejskiej mafii, jadą do hotelu Marina w Gdańsku na spotkanie z osobami, które mają przyjechać z Warszawy[i]. Chcą omówić zabójstwo, za które zleceniodawcy płacą 40 tysięcy dolarów amerykańskich[ii].
W hotelowej restauracji spotykają się z Edwardem Mazurem i należącym do tzw. klubu płatnych zabójców Arturem Zirajewskim ps. Iwan. Mazur proponuje Andrzejowi Zielińskiemu ps. Słowik zabójstwo Marka Papały. Mówi, że generał jest „wielką przeszkodą do dalszych interesów”. Pokazuje mu wycięte z gazety zdjęcie generała. Aby uwiarygodnić, że wszystko ma pod kontrolą, podczas spotkania dzwoni do człowieka, który obserwuje Papałę przed szkołą językową.
Jak później ustali warszawska prokuratura apelacyjna, rzeczywiście, co najmniej od połowy czerwca, dwóch mężczyzn prowadzi stałą obserwację generała. Są to Marcin P. – menadżer Perfect Taxi i Rafał Kanigowski, właściciel tej firmy. Zauważają ich pracownicy szkoły języków obcych, do której chodzi Papała. Mężczyźni obserwują też blok, w którym mieszka generał i dom jednorodzinny, który buduje pod Warszawą.
W tym samym czasie Rafał Kanigowski co najmniej dwa razy spotyka się z Edwardem Mazurem. Raz - w hotelu Karat w Warszawie, zaraz po powrocie Kanigowskiego z Wiednia, gdzie spotkał się z Jeremiaszem Barańskim ps. Baranina.
Ale wróćmy do spotkania w gdańskiej Marinie. Słowik mówi Mazurowi, że zna kogoś, kto się podejmie zadania zabójstwa generała. Jak sam potem zezna, rozważał przyjęcie pieniędzy i niewywiązanie się z kontraktu. Edward Mazur sugeruje, aby hitman (zabójca) był w pogotowiu i na umówiony sygnał przyjechał z Gdańska do Warszawy.
Z rozmowy w hotelu Marina Zirajewski wnioskuje, że spiskowcy czekają na sygnał od kogoś z MSW, kto jest powiązany z Papałą. Jest przekonany, że za planem morderstwa stoją wysoko postawione osoby. Przez resztę spotkania Mazur, Skotarczak i Zieliński omawiają sprawy dotyczące przemytu narkotyków[iii].
Ten plan szybko się sypie. 24 kwietnia zostaje zastrzelony Nikodem Skotarczak ps. Nikoś, pięć dni później Andrzej Zieliński ps. Słowik trafia do aresztu w innej sprawie. 13 maja zatrzymany zostaje Artur Zirajewski ps. Iwan.
Jedyną osobą, która ma wiedzę o zleceniu na Papałę jest Ryszard Bogucki, członek gangu Nikosia, który słyszał o spotkaniu gangsterów z Mazurem. Według aktu oskarżenia to on przejmuje zadanie znalezienia zabójcy generała.
Następnego dnia po pogrzebie Skotarczaka, Bogucki z kompanami wracają samochodem do Warszawy. Po drodze zatrzymują się na noc w zajeździe. Tu, w hotelowym pokoju, Bogucki proponuje 30 tysięcy dolarów i ułatwienie przestępczej działalności na terenie Śląska za zamordowanie Marka Papały gangsterowi Zbigniewowi G. Mężczyzna ma 48 godzin na podjęcie decyzji. Następnego dnia jednak odmawia, twierdząc, że propozycja jest niemożliwa do zrealizowania.
Co się dzieje dalej? Prokuraturze udaje ustalić się tylko kilka luźno związanych ze sobą faktów.
Pierwszy: 25 czerwca 1998 roku około ósmej, dziewiątej wieczorem przy garażach w okolicy bloku Papały kręci się Igor Ławrynowicz ps. Patyk. W pewnym momencie przy ogrodzeniu jednej z działek widzi samochód z włączonym silnikiem. Obok auta stoi młody mężczyzna, który załatwia czynność fizjologiczną. Igor Ławrynowicz już zasadza się na wóz, ale zauważa, że facet jest chyba z „branży”. W tym samym momencie obok niego przebiega Siergiej Senkiv, wsiada do auta na miejsce pasażera, mówi coś po rosyjsku i obydwaj odjeżdżają. Kierowcą samochodu prawdopodobnie jest Krzysztof Weremko, były członek kadry narodowej zapaśników, który rok później zginie w wypadku samochodowym.
Zdarzenie to ma miejsce mniej więcej godzinę przed zabójstwem generała. Co się działo od chwili odjazdu samochodu do momentu dokonania zabójstwa Marka Papały prokuratura nie ustala.
Drugi: Ryszard Bogucki razem z Krzysztofem Weremko od 21 do 26 czerwca 1998 roku wynajmują w Ustce apartament, ale dwie noce - z 24 na 25 czerwca i kolejną spędzają poza hotelem nie informując o tym obsługi. 25 czerwca prawdopodobnie są w Warszawie, gdzie umawiają się w hotelu z kierowcą Boguckiego. Według zeznań kierowcy, który czeka na nich w hotelowej kawiarni, tego dnia Bogucki i Weremko wracają do hotelu bardzo późno.
Wdowa po generale, Małgorzata Papała, w mężczyźnie, którego minęła, gdy szła z psem w kierunku samochodu męża rozpoznaje Ryszarda Boguckiego. Oczywiste jest więc, że to nie on strzelał.
Z kolei wygląd Siergieja Senkiva i Krzysztofa Weremko kompletnie nie pasuje do rysopisu zabójcy stworzonego na podstawie zeznań sąsiadów generała.
Dwie poszlaki. Na temat wydarzeń z dnia zabójstwa nic więcej śledczym nie udaje się ustalić.
Po powrocie do hotelu w Ustce Ryszard Bogucki robi awanturę, że rachunek jest za wysoki i dostaje 10% rabatu za dwie noce, kiedy go nie było w pokoju.
Co tak ważnego Papała chce przekazać znajomym politykom? Czego się boi?
Być może odpowiedzi na to pytanie trzeba szukać w spotkaniu generała z Jerzym Godlewskim, dziś prywatnym detektywem, wtedy tajnym współpracownikiem policji w Hamburgu. Godlewski współpracuje z niemieckimi śledczymi w zwalczaniu zorganizowanych grup przestępczych zajmujących się kradzieżą samochodów. W 1986 roku przenika do działającego w Niemczech gangu Nikodema Skotarczaka ps. Nikoś. Przy okazji rozpracowuje polonijnego biznesmena, Edwarda Mazura.
Do spotkania dochodzi w hotelu "Victoria" w Warszawie, kilka miesięcy przed śmiercią komendanta.
- Mazur był jednym z wielu, którzy przyjechali do Hamburga. Odwiedzał swojego podwładnego Nikosia – opowiada dziś Godlewski. - Takie ilości różnych rzeczy szły ze Stanów Zjednoczonych; samochodów, narkotyków, fałszywych pieniędzy. Mazur był mózgiem, tylko siedział na tylnym fotelu. On zarabiał pieniądze.[i]
Od lat 70. Edward Mazur jest TW II Departamentu MSW – kontrwywiadu. Po 1990 roku przejmują go nowe służby - jest „zamrożonym” współpracownikiem Zarządu Kontrwywiadu UOP pod pseudonimami „Szczęśliwy” i „Glad”. Prowadzi go płk Ryszard Bieszyński. Prawdopodobnie Mazur współpracuje też z którąś z amerykańskich służb - CIA lub FBI. W Polsce zakłada firmę Bakoma i nabywa udziały w spółce Bioton Ryszarda Krauze.
- A pani myśli, że Niemcy go nie zwerbowali? - dorzuca Godlewski. - To, że na pewnym etapie nikt nie był zainteresowany, żeby Mazura ścigać, to było jasne.
W 1998 roku niemiecka policja dostaje z FBI w Chicago materiały ze śledztwa w sprawie gigantycznego przemytu kradzionych w Stanach Zjednoczonych samochodów, które przez Niemcy trafiają do Polski. Auta te, wyposażone w sfałszowane dokumenty legalizacyjne, wprowadzane są do obrotu w Polsce jako mienie przesiedleńcze. W Hamburgu przemytem kieruje grupa Nikodema Skotarczaka ps. Nikoś.
Niemcy chcą przekazać dokumenty stronie polskiej, ale nie wiedzą, komu można ufać. Tajną misję zlecają swojemu agentowi.
- Miałem znaleźć bardzo wysokiego funkcjonariusza policji, który na 100 % nie będzie skorumpowany. Tak samo jak dzisiaj znaleźć Świętego Graala – wspomina Godlewski.
W końcu agent dociera do Adama Rapackiego, który w Komendzie Głównej Policji zajmuje się przestępczością zorganizowaną. Ten kieruje go do swojego szefa, Marka Papały.
- Papała był takim zwykłym gościem, którego wyrwali zza biurka, bo chcieli mieć komendanta, który nie będzie się w nic wpieprzał i nie będzie miał żadnego pojęcia o niczym – uważa Godlewski.
Niemiecki agent umawia się z komendantem polskiej policji w "Victorii". Przekazuje generałowi materiały FBI. Papała kartkuje plik.
- U nas to głównie rozprowadza samochody Nikodem? A wiecie, kto jest po stronie amerykańskiej? – pyta w końcu.
- Oczywiście – odpowiada agent.
- Kto?
- Edward Mazur.
- Pamiętam jego twarz… - opowiada dziś Godlewski. – I już mnie tylko o Mazura pytał.
- Musi pan wyznaczyć kogoś absolutnie pewnego – mówi niemiecki agent do generała. - To jest przekręt na dużą skalę. Tutaj są decydenci tacy, że nawet organa ścigania są kompletnie niezainteresowane. Niech pan zobaczy, kto tam ciągnie za te wszystkie sznurki.
- Zajmę się tym - zapewnia Papała. - Pan jest tutaj sam?
Marek Papała rozgląda się po sali.
- Nie – odpowiada Godlewski.
- A z kim?
– Z tą dziewczyną.
Ania siedzi obok przy stoliku, pije kawę i coś ogląda.
– To jest jakaś pana współpracownica?
– Nie, panie generale, to jest moja dziewczyna, jedziemy na wybrzeże zobaczyć Bałtyk, bo go dawno nie widziała - odpowiada Godlewski.
- On był pewny, że myśmy nakręcili film, że wszystko jest nagrane – mówi dziś prywatny detektyw. - Był pewny, że za chwilę ktoś do niego przyjdzie i będzie to przeciwko niemu używał.
Problem polega na tym, że Edward Mazur to dobry znajomy Marka Papały. Poznali się, gdy późniejszy szef polskiej policji pracował jeszcze w Biurze Ruchu Drogowego KGP. Mazur został mu przedstawiony jako biznesmen, który chce nawiązać współpracę pomiędzy polską i amerykańską policją.
Od tego czasu generał utrzymuje z polonijnym biznesmenem stały kontakt.
- Nie wiedział pan, że Papała się zna z Mazurem? – dziwię się.
- A skądże.
- Rozpracowywał pan przecież Mazura...
- Ale oni się od niedawna znali. Poza tym ja się zajmowałem Mazurem w Hamburgu, a nie w Polsce - zapewnia Godlewski. – W każdym razie powiadomiłem niemiecką policję, że dotarłem do generała. I że mają czekać, bo on się będzie kontaktował. Papała dostał szoku, bo oto się okazało, że facet, który będzie go gościł za niedługo u siebie w chacie w USA to jest nie biznesmen, ale zwykła menda.
- Papała nie wiedział o tym wcześniej?
- Absolutnie. Jeszcze kasę od niego pożyczył, tak mi powiedzieli Niemcy. Raport FBI Papała przekazał do dalszego opracowania, tylko dał to niewłaściwej osobie. Ja jestem pewny, że on z tym poszedł do Kurnika, który był wtedy jego zastępcą. Niechcący ostrzegł w ten sposób Mazura. Mazur zrozumiał, że jego kariera do ministerialnego stołka jest zagrożona, bo Papała nie był takim typem, który weźmie parę groszy i zapomni.
Kilka tygodni po spotkaniu w "Victorii", w styczniu 1998 roku generał traci stanowisko. Komendantem Głównym Policji zostaje Jan Michna, dotąd komendant wojewódzki policji w Katowicach. Papała ma dostać posadę oficera łącznikowego w Brukseli. Edward Mazur zaprasza go do Stanów Zjednoczonych na kurs angielskiego.
- On widział, że to zostało schowane i nic się z tym nie dzieje - opowiada Godlewski. - I to go musiało boleć. Bo on nie chciał odpuścić tego raportu. Szkoda może, że pan generał nie poszedł na jakieś ustępstwa, bo by żył. Ja mogę powiedzieć, że się dołożyłem do tej śmierci tym, że mu ten raport dałem. Wrzuciłem granat do klozetu.
ODCINEK 5. PLAN MORDERSTWA
Od spotkania generała Papały z Jerzym Godlewskim mija kilka miesięcy. Jest kwiecień 1998 roku. Andrzej Zieliński ps. Słowik i Nikodem Skotarczak ps. Nikoś, szef trójmiejskiej mafii, jadą do hotelu Marina w Gdańsku na spotkanie z osobami, które mają przyjechać z Warszawy[i]. Chcą omówić zabójstwo, za które zleceniodawcy płacą 40 tysięcy dolarów amerykańskich[ii].
W hotelowej restauracji spotykają się z Edwardem Mazurem i należącym do tzw. klubu płatnych zabójców Arturem Zirajewskim ps. Iwan. Mazur proponuje Andrzejowi Zielińskiemu ps. Słowik zabójstwo Marka Papały. Mówi, że generał jest „wielką przeszkodą do dalszych interesów”. Pokazuje mu wycięte z gazety zdjęcie generała. Aby uwiarygodnić, że wszystko ma pod kontrolą, podczas spotkania dzwoni do człowieka, który obserwuje Papałę przed szkołą językową.
Jak później ustali warszawska prokuratura apelacyjna, rzeczywiście, co najmniej od połowy czerwca, dwóch mężczyzn prowadzi stałą obserwację generała. Są to Marcin P. – menadżer Perfect Taxi i Rafał Kanigowski, właściciel tej firmy. Zauważają ich pracownicy szkoły języków obcych, do której chodzi Papała. Mężczyźni obserwują też blok, w którym mieszka generał i dom jednorodzinny, który buduje pod Warszawą.
W tym samym czasie Rafał Kanigowski co najmniej dwa razy spotyka się z Edwardem Mazurem. Raz - w hotelu Karat w Warszawie, zaraz po powrocie Kanigowskiego z Wiednia, gdzie spotkał się z Jeremiaszem Barańskim ps. Baranina.
Ale wróćmy do spotkania w gdańskiej Marinie. Słowik mówi Mazurowi, że zna kogoś, kto się podejmie zadania zabójstwa generała. Jak sam potem zezna, rozważał przyjęcie pieniędzy i niewywiązanie się z kontraktu. Edward Mazur sugeruje, aby hitman (zabójca) był w pogotowiu i na umówiony sygnał przyjechał z Gdańska do Warszawy.
Z rozmowy w hotelu Marina Zirajewski wnioskuje, że spiskowcy czekają na sygnał od kogoś z MSW, kto jest powiązany z Papałą. Jest przekonany, że za planem morderstwa stoją wysoko postawione osoby. Przez resztę spotkania Mazur, Skotarczak i Zieliński omawiają sprawy dotyczące przemytu narkotyków[iii].
Ten plan szybko się sypie. 24 kwietnia zostaje zastrzelony Nikodem Skotarczak ps. Nikoś, pięć dni później Andrzej Zieliński ps. Słowik trafia do aresztu w innej sprawie. 13 maja zatrzymany zostaje Artur Zirajewski ps. Iwan.
Jedyną osobą, która ma wiedzę o zleceniu na Papałę jest Ryszard Bogucki, członek gangu Nikosia, który słyszał o spotkaniu gangsterów z Mazurem. Według aktu oskarżenia to on przejmuje zadanie znalezienia zabójcy generała.
Następnego dnia po pogrzebie Skotarczaka, Bogucki z kompanami wracają samochodem do Warszawy. Po drodze zatrzymują się na noc w zajeździe. Tu, w hotelowym pokoju, Bogucki proponuje 30 tysięcy dolarów i ułatwienie przestępczej działalności na terenie Śląska za zamordowanie Marka Papały gangsterowi Zbigniewowi G. Mężczyzna ma 48 godzin na podjęcie decyzji. Następnego dnia jednak odmawia, twierdząc, że propozycja jest niemożliwa do zrealizowania.
Co się dzieje dalej? Prokuraturze udaje ustalić się tylko kilka luźno związanych ze sobą faktów.
Pierwszy: 25 czerwca 1998 roku około ósmej, dziewiątej wieczorem przy garażach w okolicy bloku Papały kręci się Igor Ławrynowicz ps. Patyk. W pewnym momencie przy ogrodzeniu jednej z działek widzi samochód z włączonym silnikiem. Obok auta stoi młody mężczyzna, który załatwia czynność fizjologiczną. Igor Ławrynowicz już zasadza się na wóz, ale zauważa, że facet jest chyba z „branży”. W tym samym momencie obok niego przebiega Siergiej Senkiv, wsiada do auta na miejsce pasażera, mówi coś po rosyjsku i obydwaj odjeżdżają. Kierowcą samochodu prawdopodobnie jest Krzysztof Weremko, były członek kadry narodowej zapaśników, który rok później zginie w wypadku samochodowym.
Zdarzenie to ma miejsce mniej więcej godzinę przed zabójstwem generała. Co się działo od chwili odjazdu samochodu do momentu dokonania zabójstwa Marka Papały prokuratura nie ustala.
Drugi: Ryszard Bogucki razem z Krzysztofem Weremko od 21 do 26 czerwca 1998 roku wynajmują w Ustce apartament, ale dwie noce - z 24 na 25 czerwca i kolejną spędzają poza hotelem nie informując o tym obsługi. 25 czerwca prawdopodobnie są w Warszawie, gdzie umawiają się w hotelu z kierowcą Boguckiego. Według zeznań kierowcy, który czeka na nich w hotelowej kawiarni, tego dnia Bogucki i Weremko wracają do hotelu bardzo późno.
Wdowa po generale, Małgorzata Papała, w mężczyźnie, którego minęła, gdy szła z psem w kierunku samochodu męża rozpoznaje Ryszarda Boguckiego. Oczywiste jest więc, że to nie on strzelał.
Z kolei wygląd Siergieja Senkiva i Krzysztofa Weremko kompletnie nie pasuje do rysopisu zabójcy stworzonego na podstawie zeznań sąsiadów generała.
Dwie poszlaki. Na temat wydarzeń z dnia zabójstwa nic więcej śledczym nie udaje się ustalić.
Po powrocie do hotelu w Ustce Ryszard Bogucki robi awanturę, że rachunek jest za wysoki i dostaje 10% rabatu za dwie noce, kiedy go nie było w pokoju.
ODCINEK 6. ROZWALĘ TEN UKŁAD
„Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że policjanci badając osoby związane z zabitym generałem, wpadli na trop afery gospodarczej, która może sięgać poza granice kraju.
- Sprawa może dotyczyć środowiska biznesmenów, a także niektórych polityków” – w październiku 1998 roku mówi „Wyborczej” policjant chcący zachować anonimowość[i]
Dwa miesiące później „Rzeczpospolita” pisze:
„Policja, UOP i prokuratura szczegółowo analizują działalność gospodarczą nieformalnej grupy, która w różnych konfiguracjach współdziałała przez lata w biznesie, korzystając z wyjątkowo bliskich związków z kierownictwem i pracownikami MSW oraz policji. W radach nadzorczych tych firm pojawiają się nazwiska polityków z pierwszych stron gazet ze wszystkich opcji politycznych”[ii].
Papała miał przed śmiercią powtarzać, że rozwali ten układ.
Kilka dni po zabójstwie Rafał Kanigowski ps. Pułkownik i Marcin P. spotykają się w Warszawie. Rafał Kanigowski bardzo zdenerwowany przynosi paczkę, zawiniętą w kilka warstw czarnej folii, dość ciężką. Każe Marcinowi P. wyrzucić ją do Wisły. Marcin P. jedzie w rejon Mostu Gdańskiego. Schodzi nad wodę i już zamierza wrzucić pakunek do rzeki, kiedy dostrzega przepływającą w pobliżu policyjną motorówkę. Wraca więc z powrotem do samochodu, jedzie na drugi brzeg Wisły i wyrzuca paczkę w pobliżu posterunku wodnego policji, pilnując, żeby go nikt nie zobaczył. Gdy wraca, Rafał Kanigowski mówi mu, że w środku były „rzeczy od Papały”.
Po kilku kolejnych dniach, 15 lipca 1998 roku, oficer dyżurny komendy na Mokotowie odbiera telefon. Dzwoni mężczyzna, który nie chce się przedstawić. Mówi, że sprawcą zabójstwa Marka Papały może być Rafał Kanigowski i współpracujący z nim Marcin P., którzy poruszali się samochodem koloru białego. Oficer dyżurny robi z rozmowy notatkę, którą przekazuje do Komendy Głównej Policji. Jednak z niewyjaśnionych powodów notatka nie dociera do badającej sprawę zabójstwa Papały policyjnej specgrupy „Generał”. Za to na wiele lat trafia do archiwum.
Niecałe trzy miesiące później Rafał Kanigowski zostaje zastrzelony.
Notatka ta zostanie przypadkowo ujawniona przez policję dopiero sześć lat później, w 2004 roku. Dopiero wtedy prokuratorzy przeszukają dno Wisły z udziałem nurków i specjalistycznego sprzętu. Po takim czasie nie znajdą jednak zatopionej paczki.
Tymczasem prokuratura ustala, że informacje dotyczące zabójstwa może mieć Artur Zirajewski ps. Iwan. Śledczy przesłuchują go od kwietnia 1999 roku do września 2009 roku. Na początku Zirajewski twierdzi, że nic nie wie na temat tej zbrodni. Dopiero po jakimś czasie zaczyna opowiadać o Edwardzie Mazurze, który miał nakłaniać go do zabójstwa generała. „Iwan” nie ukrywa, że robi to, aby uzyskać nadzwyczajne złagodzenie kary w innym postępowaniu.
Zirajewski mówi prokuratorom, że w pierwszej połowie 1998 roku był świadkiem spotkania Edwarda Mazura, Nikodema Skotarczaka i dwóch mężczyzn – ojca i syna – o nazwisku zbliżonym do Sasin. Podczas okazania Zirajewski rozpoznaje starszego z nich – Józefa Sasina, tego samego emerytowanego wysokiego funkcjonariusza SB, zajmującego się w PRL ochroną operacyjną przemysłu, u którego godzinę przed śmiercią był Papała. W latach 1989 – 90 generał Sasin jest dyrektorem departamentu ochrony gospodarki MSW, a po odejściu do biznesu reprezentuje w Polsce interesy Edwarda Mazura.
Iwan rozpoznaje też syna Sasina, Jacka, jako drugą osobę, która uczestniczyła w spotkaniu. Twierdzi, że Nikodem Skotarczak miał im ułatwiać przemyt narkotyków ze wschodu. Papała miał być w tym interesie przeszkodą, którą należy usunąć.
Inni świadkowie potwierdzają, że Edward Mazur widywany był w towarzystwie Artura Zirajewskiego i innych osób ze świata przestępczego, w tym z ludźmi zajmującymi się przemytem narkotyków.
Biegła psycholog stwierdza, że Artur Zirajewski jest zdolny do prawidłowego postrzegania i odtwarzania postrzeżeń, ale jego zeznania nie spełniają większości psychologicznych kryteriów wiarygodności.
Prokuratura przesłuchuje też osoby, które siedziały z Ryszardem Boguckim w Areszcie Śledczym w Katowicach. Jeden z gangsterów z południa Polski, Krzysztof Ł., zeznaje, że z wypowiedzi Boguckiego wynikało, że to on zabił generała. Bogucki miał opowiadać, że strzelał z rewolweru z odległości mniejszej niż trzy metry, a na miejscu asekurował go przyjaciel o imieniu Krzysztof, który jest członkiem kadry narodowej zapaśników. Odchodząc z miejsca zbrodni minął kobietę z psem. Oburzony Bogucki miał też komentował reportaż w telewizji, w którym stwierdzono, że uciekał.
- Nie uciekałem – protestował. – Tylko odszedłem.
Mówił, że przy zabójstwie była z nimi też trzecia osoba.
Zdaniem prokuratury zdarzenia te, wraz z kilkoma pomniejszymi, tworzą nierozerwalny łańcuch poszlak. Stawia zarzuty Andrzejowi Zielińskiemu ps. Słowik, Ryszardowi Boguckiemu i Edwardowi Mazurowi, ale materiały dotyczące tego ostatniego wyłącza do odrębnego postępowania.
Bogucki zostaje zatrzymany 14 stycznia 2001 roku w Meksyku, który wydaje go Polsce. Rozpoczyna odbywanie kary 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo szefa gangu pruszkowskiego Andrzeja Kolikowskiego ps. Pershing. Andrzej Zieliński ps. Słowik zostaje zatrzymany 23 października 2001 roku w Hiszpanii i również wydany Polsce.
27 lutego 2002 roku pod zarzutem podżegania do zabójstwa generała zostaje zatrzymany Edward Mazur. Od razu prosi o poinformowanie o swoim areszcie pułkownika Hipolita Starszaka, funkcjonariusza SB, byłego zastępcę Prokuratora Generalnego, dyrektora spółki URMA wydającego „Nie” Jerzego Urbana. Krótko po tym Mazur zostaje zwolniony bez przesłuchania i postawienia mu zarzutów.
Trzy godziny później polonijny biznesmen przychodzi na przyjęcie w restauracji „Belvedere” w Łazienkach Królewskich organizowane przez Romana Kurnika i Zdzisława Skorżę, wówczas wiceszefa UOP. Wśród gości jest szef MSWiA Krzysztof Janik. Następnego dnia Mazur wyjeżdża z Polski.
W październiku 2006 roku nawiązuje kontakt z osobami, których zeznania mają zdyskredytować rewelacje Zirajewskiego. To dwaj mężczyźni i kobieta. Jednak akcja kompromitowania Iwana upada, bo w tym samym miesiącu Edward Mazur zostaje zatrzymany na terenie Stanów Zjednoczonych przez FBI i DEA - agencję zajmującą się walką z handlem narkotykami. Głównym świadkiem obrony polonijnego biznesmena w procesie ekstradycyjnym jest pułkownik Ryszard Bieszyński, były dyrektor Biura Śledczego SB, a po 1990 roku szef Zarządu Śledczego UOP.
Co istotne, pułkownik Bieszyński, w przeszłości oficer prowadzący Mazura, jako oficer UOP kieruje ważną częścią śledztwa w sprawie zabójstwa Papały, w którym jego agent - Edward Mazur - jest podejrzewany.
10 listopada 2009 roku, po ponad dziesięciu latach śledztwa, prokuratorzy Jerzy Mierzewski i Elżbieta Grześkiewicz kierują do sądu akt oskarżenia.
Ryszarda Boguckiego obwiniają o współudział w zabójstwie Papały, ale uznają, że nie był on osobą, która strzelała do generała. Śledczy twierdzą, że był mężczyzną, który razem z nieznaną kobietą szli w stronę miejsce zdarzenia już po zbrodni, a których widziała Małgorzata Papała, a tym samym: „działając w bezpośrednim zamiarze pozbawienia życia generała wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami w ramach podziału ról obserwował miejsce zabójstwa w czasie, gdy inna osoba (nieustalona) oddała śmiertelny strzał”.
Prokuratorzy oskarżają też Boguckiego do nakłaniania gangstera Zbigniewa G. do zabójstwa Papały za 30 tysięcy dolarów lub 100 tysięcy złotych i ułatwienie działalności przestępczej na Śląsku.
Andrzeja Zielińskiego ps. Słowik prokuratorzy oskarżają o to, że nakłaniał Artura Zirajewskiego ps. Iwan do dokonania zabójstwa oferując mu sumę 40 tysięcy dolarów.
O podżeganie do zabójstwa ma być oskarżony też Edward Mazur, ale amerykański sąd nie zgadza się na jego ekstradycję.
„Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że policjanci badając osoby związane z zabitym generałem, wpadli na trop afery gospodarczej, która może sięgać poza granice kraju.
- Sprawa może dotyczyć środowiska biznesmenów, a także niektórych polityków” – w październiku 1998 roku mówi „Wyborczej” policjant chcący zachować anonimowość[i]
Dwa miesiące później „Rzeczpospolita” pisze:
„Policja, UOP i prokuratura szczegółowo analizują działalność gospodarczą nieformalnej grupy, która w różnych konfiguracjach współdziałała przez lata w biznesie, korzystając z wyjątkowo bliskich związków z kierownictwem i pracownikami MSW oraz policji. W radach nadzorczych tych firm pojawiają się nazwiska polityków z pierwszych stron gazet ze wszystkich opcji politycznych”[ii].
Papała miał przed śmiercią powtarzać, że rozwali ten układ.
Kilka dni po zabójstwie Rafał Kanigowski ps. Pułkownik i Marcin P. spotykają się w Warszawie. Rafał Kanigowski bardzo zdenerwowany przynosi paczkę, zawiniętą w kilka warstw czarnej folii, dość ciężką. Każe Marcinowi P. wyrzucić ją do Wisły. Marcin P. jedzie w rejon Mostu Gdańskiego. Schodzi nad wodę i już zamierza wrzucić pakunek do rzeki, kiedy dostrzega przepływającą w pobliżu policyjną motorówkę. Wraca więc z powrotem do samochodu, jedzie na drugi brzeg Wisły i wyrzuca paczkę w pobliżu posterunku wodnego policji, pilnując, żeby go nikt nie zobaczył. Gdy wraca, Rafał Kanigowski mówi mu, że w środku były „rzeczy od Papały”.
Po kilku kolejnych dniach, 15 lipca 1998 roku, oficer dyżurny komendy na Mokotowie odbiera telefon. Dzwoni mężczyzna, który nie chce się przedstawić. Mówi, że sprawcą zabójstwa Marka Papały może być Rafał Kanigowski i współpracujący z nim Marcin P., którzy poruszali się samochodem koloru białego. Oficer dyżurny robi z rozmowy notatkę, którą przekazuje do Komendy Głównej Policji. Jednak z niewyjaśnionych powodów notatka nie dociera do badającej sprawę zabójstwa Papały policyjnej specgrupy „Generał”. Za to na wiele lat trafia do archiwum.
Niecałe trzy miesiące później Rafał Kanigowski zostaje zastrzelony.
Notatka ta zostanie przypadkowo ujawniona przez policję dopiero sześć lat później, w 2004 roku. Dopiero wtedy prokuratorzy przeszukają dno Wisły z udziałem nurków i specjalistycznego sprzętu. Po takim czasie nie znajdą jednak zatopionej paczki.
Tymczasem prokuratura ustala, że informacje dotyczące zabójstwa może mieć Artur Zirajewski ps. Iwan. Śledczy przesłuchują go od kwietnia 1999 roku do września 2009 roku. Na początku Zirajewski twierdzi, że nic nie wie na temat tej zbrodni. Dopiero po jakimś czasie zaczyna opowiadać o Edwardzie Mazurze, który miał nakłaniać go do zabójstwa generała. „Iwan” nie ukrywa, że robi to, aby uzyskać nadzwyczajne złagodzenie kary w innym postępowaniu.
Zirajewski mówi prokuratorom, że w pierwszej połowie 1998 roku był świadkiem spotkania Edwarda Mazura, Nikodema Skotarczaka i dwóch mężczyzn – ojca i syna – o nazwisku zbliżonym do Sasin. Podczas okazania Zirajewski rozpoznaje starszego z nich – Józefa Sasina, tego samego emerytowanego wysokiego funkcjonariusza SB, zajmującego się w PRL ochroną operacyjną przemysłu, u którego godzinę przed śmiercią był Papała. W latach 1989 – 90 generał Sasin jest dyrektorem departamentu ochrony gospodarki MSW, a po odejściu do biznesu reprezentuje w Polsce interesy Edwarda Mazura.
Iwan rozpoznaje też syna Sasina, Jacka, jako drugą osobę, która uczestniczyła w spotkaniu. Twierdzi, że Nikodem Skotarczak miał im ułatwiać przemyt narkotyków ze wschodu. Papała miał być w tym interesie przeszkodą, którą należy usunąć.
Inni świadkowie potwierdzają, że Edward Mazur widywany był w towarzystwie Artura Zirajewskiego i innych osób ze świata przestępczego, w tym z ludźmi zajmującymi się przemytem narkotyków.
Biegła psycholog stwierdza, że Artur Zirajewski jest zdolny do prawidłowego postrzegania i odtwarzania postrzeżeń, ale jego zeznania nie spełniają większości psychologicznych kryteriów wiarygodności.
Prokuratura przesłuchuje też osoby, które siedziały z Ryszardem Boguckim w Areszcie Śledczym w Katowicach. Jeden z gangsterów z południa Polski, Krzysztof Ł., zeznaje, że z wypowiedzi Boguckiego wynikało, że to on zabił generała. Bogucki miał opowiadać, że strzelał z rewolweru z odległości mniejszej niż trzy metry, a na miejscu asekurował go przyjaciel o imieniu Krzysztof, który jest członkiem kadry narodowej zapaśników. Odchodząc z miejsca zbrodni minął kobietę z psem. Oburzony Bogucki miał też komentował reportaż w telewizji, w którym stwierdzono, że uciekał.
- Nie uciekałem – protestował. – Tylko odszedłem.
Mówił, że przy zabójstwie była z nimi też trzecia osoba.
Zdaniem prokuratury zdarzenia te, wraz z kilkoma pomniejszymi, tworzą nierozerwalny łańcuch poszlak. Stawia zarzuty Andrzejowi Zielińskiemu ps. Słowik, Ryszardowi Boguckiemu i Edwardowi Mazurowi, ale materiały dotyczące tego ostatniego wyłącza do odrębnego postępowania.
Bogucki zostaje zatrzymany 14 stycznia 2001 roku w Meksyku, który wydaje go Polsce. Rozpoczyna odbywanie kary 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo szefa gangu pruszkowskiego Andrzeja Kolikowskiego ps. Pershing. Andrzej Zieliński ps. Słowik zostaje zatrzymany 23 października 2001 roku w Hiszpanii i również wydany Polsce.
27 lutego 2002 roku pod zarzutem podżegania do zabójstwa generała zostaje zatrzymany Edward Mazur. Od razu prosi o poinformowanie o swoim areszcie pułkownika Hipolita Starszaka, funkcjonariusza SB, byłego zastępcę Prokuratora Generalnego, dyrektora spółki URMA wydającego „Nie” Jerzego Urbana. Krótko po tym Mazur zostaje zwolniony bez przesłuchania i postawienia mu zarzutów.
Trzy godziny później polonijny biznesmen przychodzi na przyjęcie w restauracji „Belvedere” w Łazienkach Królewskich organizowane przez Romana Kurnika i Zdzisława Skorżę, wówczas wiceszefa UOP. Wśród gości jest szef MSWiA Krzysztof Janik. Następnego dnia Mazur wyjeżdża z Polski.
W październiku 2006 roku nawiązuje kontakt z osobami, których zeznania mają zdyskredytować rewelacje Zirajewskiego. To dwaj mężczyźni i kobieta. Jednak akcja kompromitowania Iwana upada, bo w tym samym miesiącu Edward Mazur zostaje zatrzymany na terenie Stanów Zjednoczonych przez FBI i DEA - agencję zajmującą się walką z handlem narkotykami. Głównym świadkiem obrony polonijnego biznesmena w procesie ekstradycyjnym jest pułkownik Ryszard Bieszyński, były dyrektor Biura Śledczego SB, a po 1990 roku szef Zarządu Śledczego UOP.
Co istotne, pułkownik Bieszyński, w przeszłości oficer prowadzący Mazura, jako oficer UOP kieruje ważną częścią śledztwa w sprawie zabójstwa Papały, w którym jego agent - Edward Mazur - jest podejrzewany.
10 listopada 2009 roku, po ponad dziesięciu latach śledztwa, prokuratorzy Jerzy Mierzewski i Elżbieta Grześkiewicz kierują do sądu akt oskarżenia.
Ryszarda Boguckiego obwiniają o współudział w zabójstwie Papały, ale uznają, że nie był on osobą, która strzelała do generała. Śledczy twierdzą, że był mężczyzną, który razem z nieznaną kobietą szli w stronę miejsce zdarzenia już po zbrodni, a których widziała Małgorzata Papała, a tym samym: „działając w bezpośrednim zamiarze pozbawienia życia generała wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami w ramach podziału ról obserwował miejsce zabójstwa w czasie, gdy inna osoba (nieustalona) oddała śmiertelny strzał”.
Prokuratorzy oskarżają też Boguckiego do nakłaniania gangstera Zbigniewa G. do zabójstwa Papały za 30 tysięcy dolarów lub 100 tysięcy złotych i ułatwienie działalności przestępczej na Śląsku.
Andrzeja Zielińskiego ps. Słowik prokuratorzy oskarżają o to, że nakłaniał Artura Zirajewskiego ps. Iwan do dokonania zabójstwa oferując mu sumę 40 tysięcy dolarów.
O podżeganie do zabójstwa ma być oskarżony też Edward Mazur, ale amerykański sąd nie zgadza się na jego ekstradycję.
ODCINEK 7. MAFIA W CZYSTEJ POSTACI
31 lipca 2013 roku przed Sądem Okręgowym w Warszawie zapada wyrok. Sąd uniewinnia Ryszarda Boguckiego i Andrzeja Zielińskiego ps. Słowik od zarzucanych im czynów. Koszty kilkuletniego procesu ponosi Skarb Państwa.
31 lipca 2013 roku przed Sądem Okręgowym w Warszawie zapada wyrok. Sąd uniewinnia Ryszarda Boguckiego i Andrzeja Zielińskiego ps. Słowik od zarzucanych im czynów. Koszty kilkuletniego procesu ponosi Skarb Państwa.
W uzasadnieniu sąd pisze, że Marek Papała, jako najpierw Dyrektor Biura Ruchu Drogowego KGP, a potem Komendant Główny Policji poznał wiele osób pełniących wysokie stanowiska w administracji państwowej i prowadzących działalność gospodarczą. Przedstawiono mu między innymi Edwarda Mazura, polonijnego biznesmena, który m. in. „chciał nawiązać bliską współpracę pomiędzy policją polską i amerykańską”. Jak ustalił sąd, Edward Mazur oprócz usług pośrednictwa pomiędzy policjami różnych krajów, utrzymywał kontakty z bandziorami z trójmiejskiej zorganizowanej przestępczości, między innymi z Nikodemem Skotarczakiem ps. Nikoś, a także z gangsterami z Pruszkowa. Biznesmen przyjaźnił się też z byłym generałem Służby Bezpieczeństwa, Józefem Sasinem. W maju i czerwcu 1998 roku Edward Mazur spotykał się też z Rafałem Kanigowskim, współpracownikiem Jeremiasza Barańskiego ps. Baranina, rezydenta Pruszkowa w Austrii.
Sąd potwierdził, że w drugiej połowie czerwca Marcin P., pracownik Rafała Kanigowskiego i sam Kanigowski samochodem marki Polonez bardzo często przejeżdżali obok bloku Marka Papały. Szukali dwóch samochodów Daewoo, jednego bordowego, a drugiego zielonego, którymi jeździł wówczas były komendant. Z sąsiedniego bloku obserwowali parking i blok generała. Jeździli też w okolice szkoły, w której Papała miał zajęcia z angielskiego i na wieś, w której budował dom.
W tym czasie Rafał Kanigowski co najmniej dwa razy spotykał się z Edwardem Mazurem w restauracjach warszawskich hoteli.
Sąd sprawdzał, czy wiarygodne są zeznania Jerzego Godlewskiego, na których w dużej mierze prokuratura oparła akt oskarżenia. Uznał za prawdziwy fakt, że na przełomie 1997 i 1998 roku prywatny detektyw pracujący dla policji w Hamburgu spotkał się z komendantem głównym polskiej policji w hotelu Victoria w Warszawie. Godlewski opowiedział wtedy Papale o działającej w Hamburgu zorganizowanej grupie przestępczej kierowanej przez Nikodema Skotarczaka ps. Nikoś, która sprowadza samochody kradzione w Stanach Zjednoczonych, wyposaża je w sfałszowane dokumenty, a następnie sprzedaje w Polsce jako mienie przesiedleńcze. Godlewski powiedział generałowi, że jedną z głównych ról w tym procederze odgrywa Edward Mazur, który jest bliskim współpracownikiem Skotarczaka posiadającym koneksje wśród najważniejszych osób w państwie.
Według relacji detektywa powiedział on komendantowi:
- Jeżeli pan się za to zabierze, to damy panu namiary na wiele firm, które były zakładane przez Edwarda Mazura i jego współpracowników. Dokonywano na nie różnego rodzaju przestępstw. Wszystko jest zorganizowane w sposób perfekcyjny; kierowane przez struktury przestępcze przy udziale instytucji państwowych. To mafia w czystej postaci.
Godlewski przekazał Papale dokumenty pochodzące częściowo z CIA, a częściowo od niemieckiej policji. Jednak, jak sam detektyw przyznaje, akurat o Edwardzie Mazurze w nich nie ma ani słowa. Mimo to detektyw jest przekonany, że wiedza Papały o nielegalnych interesach Mazura sprawiła, że polonijny biznesmen zaczął postrzegać komendanta jako zagrożenie.
- To nie jest przypadek, że zabito generała. Pan Marek Papała wszedł w posiadanie informacji, które go zbulwersowały - mówi Godlewski sądowi.
Sąd zauważa, że Godlewski informacje te przekazał prokuraturze dopiero 4 marca 2008 roku, niemal dziesięć lat po śmierci generała. W dodatku prokuratorowi nie powiedział wszystkiego. Dopiero na sali sądowej zeznał, że przekazał Papale również informacje na temat przemytu narkotyków i udziału w nim nie tylko Edwarda Mazura, ale też wysoko postawionych urzędników państwowych.
To, że Godlewski dawkował informacje, sądowi się nie spodobało.
- Nie zeznałem tego wszystkiego na etapie postępowania przygotowawczego, bo nie miałem kompletnie żadnego zaufania do ludzi, którzy prowadzili to postepowanie – tłumaczył się detektyw. - Na dzień dzisiejszy mam kolejny kontakt z panem prokuratorem, któremu nie mam nic do zarzucenia. Ja mam dowody na to, że ten proceder, przez który nie udało się schwytać zabójcy generała Papały trwa nadal i mogę wymienić osoby z dzisiejszego rządu. Grupa, która prowadziła śledztwo w sprawie Marka Papały była kontrolowana. Teraz już nie jest tak kontrolowana, bo praktycznie nie istnieje. Jeśli ktoś jest zainteresowany tym, dlaczego prokuratorowi Mierzewskiemu nie udało się schwytać tych zabójców, to ja tą wiedzę posiadam.
Czy sąd jest zainteresowany wiedzą Godlewskiego? W uzasadnieniu wyroku nie ma o tym ani słowa.
Dalej detektyw tłumaczy, że bał się, że jeśli powie za dużo, zostanie zablokowany przez organa ścigania lub wręcz ktoś go zlikwiduje, co próbowano już kilka razy zrobić.
- Więc stwierdziłem, że przekażę taką ilość informacji, która będzie interesująca dla pana prokuratora, ale nie będzie zagrażała tym, którzy mu te akta gdzieś tam ciągle podglądają - wyjaśniał.
Jednak dla sądu taka postawa Godlewskiego była dowodem, że podjął on grę z organami ścigania i sądem. Dozował informacje i nimi manipulował, co dla sądu było jednoznaczne ze składaniem fałszywych zeznań. Dlatego sąd stwierdził, że takie zachowanie świadka podważyło jego wiarygodność.
Czy jednak nie było to zachowanie w pełni zrozumiałe, bo uzasadnione obawą detektywa o swoje życie?
Kolejną wątpliwość, jaką sąd zgłosił odnośnie zeznań Godlewskiego, był fakt, że Marek Papała jako komendant główny nie podjął żadnych działań służbowych w związku z informacjami, które otrzymał od detektywa.
To jednak, że nie podjął działań formalnych, nie oznacza, że nie interweniował zakulisowo.
Sąd stwierdził też, i to jest chyba jedyny poważny zarzut do zeznań Jerzego Godlewskiego, że informacje przekazywane przez detektywa przynajmniej częściowo powinny mieć źródło w dokumentach, a nie mają. Szczególnie, że detektyw przekazał Papale jakieś materiały i trudno uwierzyć, żeby istniała tylko jedna ich kopia. Jednak Jerzy Godlewski przyznał na rozprawie, on żadnymi dokumentami nie dysponuje. Nie posiada ich również niemiecka policja. Nie ma więc żadnych materialnych dowodów na udział Edwarda Mazura w przemycie samochodów i narkotyków i nie można więc tych oskarżeń zweryfikować.
Zdaniem sądu brak oficjalnej reakcji Marka Papały na zarzuty stawiane przez detektywa świadczy o tym, że komendant te rewelacje zbagatelizował i że nie mogły one być powodem jego śmierci.
Sąd napisał w uzasadnieniu wyroku, że gdyby rzeczywiście Marek Papała otrzymał wiarygodne wiadomości na temat kryminalnej działalności Edwarda Mazura, to z pewnością nie utrzymywałby z nim żadnych kontaktów towarzyskich. Byłoby to niedopuszczalne, zdaniem sądu, by w czasie wykonywania obowiązków Komendanta Głównego Policji nadal utrzymywać towarzyskie stosunki z osobą, co do której istniałoby wiarygodne podejrzenia udziału w przestępczej działalności.
Oczywiście może istnieć i takie wyjaśnienie, napisał sąd, że Marek Papała nie podjął żadnych działań wobec oskarżeń Godlewskiego, bo nie były to dla niego informacje nowe. Komendant mógł posiadać wiedzę o przestępczej działalności Edwarda Mazura i nie chciał mu zaszkodzić. Oznaczałoby to jednak w konsekwencji, że sam Marek Papała w taką działalność był uwikłany. Wersja ta jednak nie znajduje oparcia w żadnym wiarygodnym dowodzie.
Co prawda, przyznaje sąd, najważniejszy świadek oskarżenia, Artur Zirajewski ps. Iwan zeznał podczas przesłuchania z dnia 19 sierpnia 1999 r., że zabójstwo Papały miało nastąpić, bo ten chciał wycofać się ze współpracy związanej z przemytem narkotyków. Zirajewski zeznał, że łączyły ich wspólne interesy, Papała pomagał grupie, która się zajmowała przemytem, ale nie wywiązał się z czegoś i stał się przeszkodą w dalszych interesach.
Sąd uznał jednak, że poza zeznaniem „Iwana” nie ma tą okoliczność żadnych dowodów.
W konkluzji sąd uznał, że mimo kilkuletniego śledztwa i kilkuletniego procesu wciąż nie znany jest motyw, dla którego zamordowano generała Papałę.
ODCINEK 8.
W uzasadnieniu wyroku sąd omawia też zeznania najważniejszego świadka oskarżenia, jakim jest Artur Zirajewski ps. Iwan. Zostaje on zatrzymany 29 kwietnia 1998 roku, dwa miesiące przed śmiercią Marka Papały, do innej sprawy. Deklaruje współpracę z organami ścigania. Na początku jednak zeznaje tylko na temat zabójstwa Nikodema Skotarczaka, o planach likwidacji Marka Papały nic nie mówi. Jak sąd potem zauważy, gdyby wówczas powiedział o tym, co wie na ten temat, być może do zabójstwa generała w ogóle by nie doszło.
Latem 1999 roku Artur Zirajewski opowiada śledczym o kilku spotkaniach, w trakcie których padło hasło zabójstwa „grubego psa” ze stolicy. Mówi, że miało ono być zrealizowane po zlikwidowaniu Nikodema Skotarczaka ps. Nikoś, bo „wtedy otworzy się worek z pieniędzmi”.
Opowiada też o owym sławnym spotkaniu w hotelu Marina w Gdańsku z kwietnia 1998 roku, na które przyjechał z Nikosiem. Zeznaje, że w hotelu czekali już na nich dwaj mężczyźni z Warszawy – „Słowik” i Edward Mazur, według niego zleceniodawcy zabójstwa generała - którzy zaznaczyli, że do likwidacji musi dojść przed wyjazdem Papały z Polski. Z ostateczną decyzją „Słowik” i Mazur czekali do uzyskania informacji od kogoś z MSW, kto był powiązany z Papałą. Z przeprowadzonej rozmowy Zirajewski zrozumiał, że „z jednej strony zapadła decyzja o likwidacji tego policjanta, a z drugiej strony oni czekają na potwierdzenie przez faceta z MSW, że Papała faktycznie się wycofuje”. Interesy mężczyzn związane z Papałą miały dotyczyć między innymi przemytu narkotyków i korzystania przez gang z „bramki” Nikosia na granicy czeskiej. Papała za pomoc grupie miał dostawać jakieś sprawy do wykrycia przez policję, aby mógł się wykazać.
W czasie tego spotkania zostało mu okazane zdjęcie Papały w cywilnym ubraniu pochodzące z gazety.
Po tym spotkaniu Zirajewski widzi się z Siergiejem Senkivem i proponuje mu zabójstwo generała, na które on się zgadza.
Sąd analizuje kilka kolejnych przesłuchań Iwana i zauważa, że świadek za każdym razem inaczej przedstawia przebieg opisywanych zdarzeń. Zmienia się nie tylko skład osobowy spotkań, ale też ich czas i temat. Sam Zirajewski przyzna po dwóch latach, że pewne elementy zostały przez niego wyolbrzymione.
W maju 2001 Iwan zaprzecza wręcz, jakoby miał słyszeć nazwisko Papały w kontekście zlecenia zabójstwa i mówi, że wcześniej „zbudował hipotezę, a zasłyszane fragmenty różnych rozmów ułożyły mu się w taką całość”. Wycofuje się ze swoich najważniejszych zeznań.
Dopiero 22 stycznia 2002 roku po raz pierwszy wspomina o Ryszardzie Boguckim. Opowiada, że widywał go w towarzystwie Nikodema Skotarczaka. Bogucki tylko raz miał być obecny przy jego rozmowie na temat zabójstwa generała Papały i wówczas miał zapytać go, czy wykonawca Senkiv jest dobry. Iwan potwierdził.
Iwan opisuje też sytuację, gdy wraz z Nikosiem udał się do Warszawy, gdzie miało odbyć się spotkanie dotyczące zabójstwa Papały. Zatrzymali się na parkingu, gdzie stało trzech mężczyzn. Jednym z nich miał być Mazur. Jeden z mężczyzn przedstawił się jako Józef, a drugi prawdopodobnie jako Jacek. Świadek po przywitaniu się z nimi wrócił do samochodu i siedząc w nim słyszał, że mężczyźni rozmawiali o przemycie narkotyków przez bramkę Nikosia w porcie i przez wschodnią granicę. Po spotkaniu Skotarczak powiedział, że ci mężczyźni są wspólnikami Mazura i mają nazwisko podobne do słowa Sasin.
Zirajewski zeznaje, że w początkowych zeznaniach nie podawał wszystkich szczegółów spotkań ponieważ obawiał się o bezpieczeństwo własne i osób mu bliskich. Dodaje także, iż od czterech lat przebywa w areszcie i ten okres miał wpływ na jego psychikę i stąd mogą pojawić się rozbieżności w poszczególnych zeznaniach.
Sąd nie ma wątpliwości, że zeznania świadka złożone zostały w celu uzyskania określonych korzyści procesowych. Zaznacza, że Zirajewski dopiero w trakcie ostatnich przesłuchań wprowadził wątek Ryszarda Boguckiego, który miał wiedzieć o przygotowaniach do zabójstwa Papały. Nie mówił tego wcześniej, bo jak twierdził, Bogucki był na wolności i mógł stanowić zagrożenie dla najbliższych mu osób. Tymczasem, jak sąd zauważa, Bogucki ukrywał się wtedy poza granicami kraju, a hipotezy o jego współudziale w zabójstwie generała ujawniane były w prasie zanim na jego temat zaczął składać zeznania Zirajewski.
Poza tym Iwan już w 1999 r. wypowiadał się w swoich zeznaniach na temat Edwarda Mazura, który jawi się w jego relacjach jako osoba najbardziej wpływowa, która wydała zlecenie na zabójstwa byłego Komendanta Głównego Policji i nie obawia się tej osoby, mimo jej pozostawania na wolności.
Po przesłuchaniu w dniu 27 lutego 2002 r. nastąpiło okazanie, podczas którego Zirajewski rozpoznał mężczyznę nr 3 jako Edwarda Mazura. Co ciekawe, na tablicy poglądowej ze zdjęciami z dokonanej czynności Mazur ubrany jest w czerwony polar, co go istotnie odróżnia od innych osób przybranych do okazania. Tymczasem okazanie powinno być przeprowadzone tak, aby wyłączyć sugestię, a osoby przybrane do osoby okazywanej powinny być w zbliżonym wieku oraz mieć podobny do niej wzrost, tuszę, ubiór i inne cechy charakterystyczne. Zdaniem sądu, było to rażące niedbalstwo, a czynność została przeprowadzona w sposób nieprawidłowy.
W dniu 9 kwietnia 2002 r. Zirajewski uczestniczy w dwóch kolejnych okazaniach. Na pierwszym z nich wskazuje mężczyznę nr 2, jako tego, którego opisywał ze spotkania na parkingu w Warszawie jako Józefa Sasina (i jest to Józef Sasin). W kolejnym okazaniu wydawało mu się, że mężczyzną o imieniu Jacek mógł być mężczyzna z nr 3 (okazywany Jacek Sasin). Również to i kolejne okazania nie zostały przeprowadzono prawidłowo, gdyż powtarzały się osoby, które przybierano do okazań.
Wielokrotnie potem jeszcze przesłuchiwany Zirajewski kwestionuje prawdziwość swoich zeznań z maja 2001 roku i mówi, że siedział wówczas w celi izolacyjnej, był w złej formie psychicznej i miał dosyć przesłuchań. Później jednak wszystko przemyślał i doszedł do wniosku, że nie będzie jednak wycofywał się z zeznań, bo to może mu pomóc w sprawie przed sądem.
16 maja 2003 r. odbywa się następne okazanie, podczas którego Zirajewski wskazał mężczyznę nr 2, jako „Słowika”, którego widział w czasie drugiego spotkania w restauracji hotelu, a który był w towarzystwie Skotarczaka i Mazura. I wskazanym był rzeczywiście Andrzej Zieliński.
10 czerwca 2005 roku Iwan dodaje, że od „Nikosia” wiedział, że Mazur był „bardzo wpływową osobą, mającą kontakty na najwyższych szczeblach państwa” oraz, że z pieniędzy pochodzących z przemytu narkotyków finansował Leszka Millera”.
Miał też słyszeć od Skotarczaka, iż narkotyki były przemycane z Ameryki Południowej poprzez Wybrzeże Afryki Zachodniej. Wcześniej świadek nie zeznawał na ten temat, bo bał się o tym mówić. Łatwiej było mu o tym powiedzieć teraz, gdy wie, że Mazur jest poszukiwany listem gończym.
Iwan wiedział też od Nikosia, że ten miał kontakty z byłymi i aktualnymi pracownikami służb cywilnych i wojskowych.
Dopiero po kilku latach od zatrzymania Zirajewski przypomina sobie, że po zabójstwie Nikodema Skotarczaka Ryszard Bogucki przekazał mu informację, że on jest „od sygnału” i przejmuje rolę Nikosia w sprawie zabójstwa komendanta. Dlaczego nie powiedział o tym wcześniej, kiedy już wprowadził do swoich relacji wątek Boguckiego, nie wyjaśnia.
22 lutego 2007 roku Zirajewski zaczyna rozwijać wątek przemytu narkotyków. Opowiada, że pod koniec 1997 r., na polecenie Skotarczaka udali się do domu, w którym mieszkał ambasador lub konsul Grecji. Świadek nie chce wymienić osób, które miały brać udział w tym spotkaniu w obawie o swoje bezpieczeństwo. Spotkanie miało dotyczyć przemytu narkotyków z Ameryki Południowej przez Afrykę.
W trakcie eksperymentu procesowego z dnia 29 marca 2007 r. wskazuje dom, w którym miało miejsce opisywane wcześniej spotkanie.
Podczas kolejnych przesłuchań kontynuje swoje zeznania dotyczące spotkania w domu konsula greckiego. Zeznaje, że byli tam obecni: konsul grecki, Edward Mazur, Leszek Miller, R. F. oraz dwóch nieznanych świadkowi mężczyzn. Zebrani rozmawiali o przemycie narkotyków z Ameryki Południowej przez Afrykę Zachodnią do Antwerpii. Z wypowiedzi Leszka Millera wynikało, iż jeśli policja zainteresuje się ich nielegalnymi interesami, to będzie oznaczało, że wie to od „Generała”. Zirajewski nie zrozumiał, czy Papała wiedział o tym procederze i wycofał się z niego, czy właśnie złożono mu propozycję, a on się nie zgodził.
Podczas tego spotkania Leszek Miller miał też podżegać do zabójstwa Papały.
Małgorzata Wierchowicz, policjantka prowadząca sprawę z KGP, podczas rozprawy mówi, że podczas tych zeznań „Zirajewski był wyjątkowo nerwowy. Ja początkowo to tłumaczyłam tym, że on długo przebywa w więzieniu i to go zaczyna męczyć i przede wszystkim to na kark tego brałam. I myślałam, że to jest tego powód, ale potem on zaczął przebąkiwać, że czuje się zagrożony i boi się o swoją rodzinę. Na początku na temat ten nie chciał rozmawiać, po pewnym czasie ujawnił, że dotarły do niego takie informacje, że powinien się wycofać, bo inaczej rodzina będzie zagrożona. W pewnym momencie ujawnił, że dotarło to do niego od jego mecenasa.”
Prokurator uznaje zeznania Iwana na temat roli Millera za niepoważne i kierując akt oskarżenia do sądu rezygnuje z bezpośredniego przesłuchania byłego premiera na rozprawie, wnosząc jedynie o odczytanie zeznań złożonych przez niego w toku postępowania przygotowawczego. Sąd zaś uznaje, że Iwan wprowadził do swoich opowieści „wątki oczywiście fałszywe”.
Sąd uznaje też, że Zirajewski pomawiając inne osoby chciał ograniczyć skutki własnej odpowiedzialności karnej za czyny, które były przedmiotem innej sprawy.
Pracownikowi aresztu śledczego Iwan miał mówić, że zeznania w sprawie zabójstwa Papały mają przyczynić się do zmniejszenia mu wyroku, że wymyśla zeznania, bo prokuratorzy to łykają i on tej wersji się trzyma. Wielokrotnie też śmiejąc się pod nosem przyznawał, iż jest konfabulantem w sprawie Papały. Mówił, że ta wersja śledcza, którą on swoimi zeznaniami podtrzymuje istnieje dzięki niemu i że może się z niej wycofać.
Ostatecznie sąd nie uznaje jego zeznań za wiarygodne.
Sąd potwierdził, że w drugiej połowie czerwca Marcin P., pracownik Rafała Kanigowskiego i sam Kanigowski samochodem marki Polonez bardzo często przejeżdżali obok bloku Marka Papały. Szukali dwóch samochodów Daewoo, jednego bordowego, a drugiego zielonego, którymi jeździł wówczas były komendant. Z sąsiedniego bloku obserwowali parking i blok generała. Jeździli też w okolice szkoły, w której Papała miał zajęcia z angielskiego i na wieś, w której budował dom.
W tym czasie Rafał Kanigowski co najmniej dwa razy spotykał się z Edwardem Mazurem w restauracjach warszawskich hoteli.
Sąd sprawdzał, czy wiarygodne są zeznania Jerzego Godlewskiego, na których w dużej mierze prokuratura oparła akt oskarżenia. Uznał za prawdziwy fakt, że na przełomie 1997 i 1998 roku prywatny detektyw pracujący dla policji w Hamburgu spotkał się z komendantem głównym polskiej policji w hotelu Victoria w Warszawie. Godlewski opowiedział wtedy Papale o działającej w Hamburgu zorganizowanej grupie przestępczej kierowanej przez Nikodema Skotarczaka ps. Nikoś, która sprowadza samochody kradzione w Stanach Zjednoczonych, wyposaża je w sfałszowane dokumenty, a następnie sprzedaje w Polsce jako mienie przesiedleńcze. Godlewski powiedział generałowi, że jedną z głównych ról w tym procederze odgrywa Edward Mazur, który jest bliskim współpracownikiem Skotarczaka posiadającym koneksje wśród najważniejszych osób w państwie.
Według relacji detektywa powiedział on komendantowi:
- Jeżeli pan się za to zabierze, to damy panu namiary na wiele firm, które były zakładane przez Edwarda Mazura i jego współpracowników. Dokonywano na nie różnego rodzaju przestępstw. Wszystko jest zorganizowane w sposób perfekcyjny; kierowane przez struktury przestępcze przy udziale instytucji państwowych. To mafia w czystej postaci.
Godlewski przekazał Papale dokumenty pochodzące częściowo z CIA, a częściowo od niemieckiej policji. Jednak, jak sam detektyw przyznaje, akurat o Edwardzie Mazurze w nich nie ma ani słowa. Mimo to detektyw jest przekonany, że wiedza Papały o nielegalnych interesach Mazura sprawiła, że polonijny biznesmen zaczął postrzegać komendanta jako zagrożenie.
- To nie jest przypadek, że zabito generała. Pan Marek Papała wszedł w posiadanie informacji, które go zbulwersowały - mówi Godlewski sądowi.
Sąd zauważa, że Godlewski informacje te przekazał prokuraturze dopiero 4 marca 2008 roku, niemal dziesięć lat po śmierci generała. W dodatku prokuratorowi nie powiedział wszystkiego. Dopiero na sali sądowej zeznał, że przekazał Papale również informacje na temat przemytu narkotyków i udziału w nim nie tylko Edwarda Mazura, ale też wysoko postawionych urzędników państwowych.
To, że Godlewski dawkował informacje, sądowi się nie spodobało.
- Nie zeznałem tego wszystkiego na etapie postępowania przygotowawczego, bo nie miałem kompletnie żadnego zaufania do ludzi, którzy prowadzili to postepowanie – tłumaczył się detektyw. - Na dzień dzisiejszy mam kolejny kontakt z panem prokuratorem, któremu nie mam nic do zarzucenia. Ja mam dowody na to, że ten proceder, przez który nie udało się schwytać zabójcy generała Papały trwa nadal i mogę wymienić osoby z dzisiejszego rządu. Grupa, która prowadziła śledztwo w sprawie Marka Papały była kontrolowana. Teraz już nie jest tak kontrolowana, bo praktycznie nie istnieje. Jeśli ktoś jest zainteresowany tym, dlaczego prokuratorowi Mierzewskiemu nie udało się schwytać tych zabójców, to ja tą wiedzę posiadam.
Czy sąd jest zainteresowany wiedzą Godlewskiego? W uzasadnieniu wyroku nie ma o tym ani słowa.
Dalej detektyw tłumaczy, że bał się, że jeśli powie za dużo, zostanie zablokowany przez organa ścigania lub wręcz ktoś go zlikwiduje, co próbowano już kilka razy zrobić.
- Więc stwierdziłem, że przekażę taką ilość informacji, która będzie interesująca dla pana prokuratora, ale nie będzie zagrażała tym, którzy mu te akta gdzieś tam ciągle podglądają - wyjaśniał.
Jednak dla sądu taka postawa Godlewskiego była dowodem, że podjął on grę z organami ścigania i sądem. Dozował informacje i nimi manipulował, co dla sądu było jednoznaczne ze składaniem fałszywych zeznań. Dlatego sąd stwierdził, że takie zachowanie świadka podważyło jego wiarygodność.
Czy jednak nie było to zachowanie w pełni zrozumiałe, bo uzasadnione obawą detektywa o swoje życie?
Kolejną wątpliwość, jaką sąd zgłosił odnośnie zeznań Godlewskiego, był fakt, że Marek Papała jako komendant główny nie podjął żadnych działań służbowych w związku z informacjami, które otrzymał od detektywa.
To jednak, że nie podjął działań formalnych, nie oznacza, że nie interweniował zakulisowo.
Sąd stwierdził też, i to jest chyba jedyny poważny zarzut do zeznań Jerzego Godlewskiego, że informacje przekazywane przez detektywa przynajmniej częściowo powinny mieć źródło w dokumentach, a nie mają. Szczególnie, że detektyw przekazał Papale jakieś materiały i trudno uwierzyć, żeby istniała tylko jedna ich kopia. Jednak Jerzy Godlewski przyznał na rozprawie, on żadnymi dokumentami nie dysponuje. Nie posiada ich również niemiecka policja. Nie ma więc żadnych materialnych dowodów na udział Edwarda Mazura w przemycie samochodów i narkotyków i nie można więc tych oskarżeń zweryfikować.
Zdaniem sądu brak oficjalnej reakcji Marka Papały na zarzuty stawiane przez detektywa świadczy o tym, że komendant te rewelacje zbagatelizował i że nie mogły one być powodem jego śmierci.
Sąd napisał w uzasadnieniu wyroku, że gdyby rzeczywiście Marek Papała otrzymał wiarygodne wiadomości na temat kryminalnej działalności Edwarda Mazura, to z pewnością nie utrzymywałby z nim żadnych kontaktów towarzyskich. Byłoby to niedopuszczalne, zdaniem sądu, by w czasie wykonywania obowiązków Komendanta Głównego Policji nadal utrzymywać towarzyskie stosunki z osobą, co do której istniałoby wiarygodne podejrzenia udziału w przestępczej działalności.
Oczywiście może istnieć i takie wyjaśnienie, napisał sąd, że Marek Papała nie podjął żadnych działań wobec oskarżeń Godlewskiego, bo nie były to dla niego informacje nowe. Komendant mógł posiadać wiedzę o przestępczej działalności Edwarda Mazura i nie chciał mu zaszkodzić. Oznaczałoby to jednak w konsekwencji, że sam Marek Papała w taką działalność był uwikłany. Wersja ta jednak nie znajduje oparcia w żadnym wiarygodnym dowodzie.
Co prawda, przyznaje sąd, najważniejszy świadek oskarżenia, Artur Zirajewski ps. Iwan zeznał podczas przesłuchania z dnia 19 sierpnia 1999 r., że zabójstwo Papały miało nastąpić, bo ten chciał wycofać się ze współpracy związanej z przemytem narkotyków. Zirajewski zeznał, że łączyły ich wspólne interesy, Papała pomagał grupie, która się zajmowała przemytem, ale nie wywiązał się z czegoś i stał się przeszkodą w dalszych interesach.
Sąd uznał jednak, że poza zeznaniem „Iwana” nie ma tą okoliczność żadnych dowodów.
W konkluzji sąd uznał, że mimo kilkuletniego śledztwa i kilkuletniego procesu wciąż nie znany jest motyw, dla którego zamordowano generała Papałę.
ODCINEK 8.
W uzasadnieniu wyroku sąd omawia też zeznania najważniejszego świadka oskarżenia, jakim jest Artur Zirajewski ps. Iwan. Zostaje on zatrzymany 29 kwietnia 1998 roku, dwa miesiące przed śmiercią Marka Papały, do innej sprawy. Deklaruje współpracę z organami ścigania. Na początku jednak zeznaje tylko na temat zabójstwa Nikodema Skotarczaka, o planach likwidacji Marka Papały nic nie mówi. Jak sąd potem zauważy, gdyby wówczas powiedział o tym, co wie na ten temat, być może do zabójstwa generała w ogóle by nie doszło.
Latem 1999 roku Artur Zirajewski opowiada śledczym o kilku spotkaniach, w trakcie których padło hasło zabójstwa „grubego psa” ze stolicy. Mówi, że miało ono być zrealizowane po zlikwidowaniu Nikodema Skotarczaka ps. Nikoś, bo „wtedy otworzy się worek z pieniędzmi”.
Opowiada też o owym sławnym spotkaniu w hotelu Marina w Gdańsku z kwietnia 1998 roku, na które przyjechał z Nikosiem. Zeznaje, że w hotelu czekali już na nich dwaj mężczyźni z Warszawy – „Słowik” i Edward Mazur, według niego zleceniodawcy zabójstwa generała - którzy zaznaczyli, że do likwidacji musi dojść przed wyjazdem Papały z Polski. Z ostateczną decyzją „Słowik” i Mazur czekali do uzyskania informacji od kogoś z MSW, kto był powiązany z Papałą. Z przeprowadzonej rozmowy Zirajewski zrozumiał, że „z jednej strony zapadła decyzja o likwidacji tego policjanta, a z drugiej strony oni czekają na potwierdzenie przez faceta z MSW, że Papała faktycznie się wycofuje”. Interesy mężczyzn związane z Papałą miały dotyczyć między innymi przemytu narkotyków i korzystania przez gang z „bramki” Nikosia na granicy czeskiej. Papała za pomoc grupie miał dostawać jakieś sprawy do wykrycia przez policję, aby mógł się wykazać.
W czasie tego spotkania zostało mu okazane zdjęcie Papały w cywilnym ubraniu pochodzące z gazety.
Po tym spotkaniu Zirajewski widzi się z Siergiejem Senkivem i proponuje mu zabójstwo generała, na które on się zgadza.
Sąd analizuje kilka kolejnych przesłuchań Iwana i zauważa, że świadek za każdym razem inaczej przedstawia przebieg opisywanych zdarzeń. Zmienia się nie tylko skład osobowy spotkań, ale też ich czas i temat. Sam Zirajewski przyzna po dwóch latach, że pewne elementy zostały przez niego wyolbrzymione.
W maju 2001 Iwan zaprzecza wręcz, jakoby miał słyszeć nazwisko Papały w kontekście zlecenia zabójstwa i mówi, że wcześniej „zbudował hipotezę, a zasłyszane fragmenty różnych rozmów ułożyły mu się w taką całość”. Wycofuje się ze swoich najważniejszych zeznań.
Dopiero 22 stycznia 2002 roku po raz pierwszy wspomina o Ryszardzie Boguckim. Opowiada, że widywał go w towarzystwie Nikodema Skotarczaka. Bogucki tylko raz miał być obecny przy jego rozmowie na temat zabójstwa generała Papały i wówczas miał zapytać go, czy wykonawca Senkiv jest dobry. Iwan potwierdził.
Iwan opisuje też sytuację, gdy wraz z Nikosiem udał się do Warszawy, gdzie miało odbyć się spotkanie dotyczące zabójstwa Papały. Zatrzymali się na parkingu, gdzie stało trzech mężczyzn. Jednym z nich miał być Mazur. Jeden z mężczyzn przedstawił się jako Józef, a drugi prawdopodobnie jako Jacek. Świadek po przywitaniu się z nimi wrócił do samochodu i siedząc w nim słyszał, że mężczyźni rozmawiali o przemycie narkotyków przez bramkę Nikosia w porcie i przez wschodnią granicę. Po spotkaniu Skotarczak powiedział, że ci mężczyźni są wspólnikami Mazura i mają nazwisko podobne do słowa Sasin.
Zirajewski zeznaje, że w początkowych zeznaniach nie podawał wszystkich szczegółów spotkań ponieważ obawiał się o bezpieczeństwo własne i osób mu bliskich. Dodaje także, iż od czterech lat przebywa w areszcie i ten okres miał wpływ na jego psychikę i stąd mogą pojawić się rozbieżności w poszczególnych zeznaniach.
Sąd nie ma wątpliwości, że zeznania świadka złożone zostały w celu uzyskania określonych korzyści procesowych. Zaznacza, że Zirajewski dopiero w trakcie ostatnich przesłuchań wprowadził wątek Ryszarda Boguckiego, który miał wiedzieć o przygotowaniach do zabójstwa Papały. Nie mówił tego wcześniej, bo jak twierdził, Bogucki był na wolności i mógł stanowić zagrożenie dla najbliższych mu osób. Tymczasem, jak sąd zauważa, Bogucki ukrywał się wtedy poza granicami kraju, a hipotezy o jego współudziale w zabójstwie generała ujawniane były w prasie zanim na jego temat zaczął składać zeznania Zirajewski.
Poza tym Iwan już w 1999 r. wypowiadał się w swoich zeznaniach na temat Edwarda Mazura, który jawi się w jego relacjach jako osoba najbardziej wpływowa, która wydała zlecenie na zabójstwa byłego Komendanta Głównego Policji i nie obawia się tej osoby, mimo jej pozostawania na wolności.
Po przesłuchaniu w dniu 27 lutego 2002 r. nastąpiło okazanie, podczas którego Zirajewski rozpoznał mężczyznę nr 3 jako Edwarda Mazura. Co ciekawe, na tablicy poglądowej ze zdjęciami z dokonanej czynności Mazur ubrany jest w czerwony polar, co go istotnie odróżnia od innych osób przybranych do okazania. Tymczasem okazanie powinno być przeprowadzone tak, aby wyłączyć sugestię, a osoby przybrane do osoby okazywanej powinny być w zbliżonym wieku oraz mieć podobny do niej wzrost, tuszę, ubiór i inne cechy charakterystyczne. Zdaniem sądu, było to rażące niedbalstwo, a czynność została przeprowadzona w sposób nieprawidłowy.
W dniu 9 kwietnia 2002 r. Zirajewski uczestniczy w dwóch kolejnych okazaniach. Na pierwszym z nich wskazuje mężczyznę nr 2, jako tego, którego opisywał ze spotkania na parkingu w Warszawie jako Józefa Sasina (i jest to Józef Sasin). W kolejnym okazaniu wydawało mu się, że mężczyzną o imieniu Jacek mógł być mężczyzna z nr 3 (okazywany Jacek Sasin). Również to i kolejne okazania nie zostały przeprowadzono prawidłowo, gdyż powtarzały się osoby, które przybierano do okazań.
Wielokrotnie potem jeszcze przesłuchiwany Zirajewski kwestionuje prawdziwość swoich zeznań z maja 2001 roku i mówi, że siedział wówczas w celi izolacyjnej, był w złej formie psychicznej i miał dosyć przesłuchań. Później jednak wszystko przemyślał i doszedł do wniosku, że nie będzie jednak wycofywał się z zeznań, bo to może mu pomóc w sprawie przed sądem.
16 maja 2003 r. odbywa się następne okazanie, podczas którego Zirajewski wskazał mężczyznę nr 2, jako „Słowika”, którego widział w czasie drugiego spotkania w restauracji hotelu, a który był w towarzystwie Skotarczaka i Mazura. I wskazanym był rzeczywiście Andrzej Zieliński.
10 czerwca 2005 roku Iwan dodaje, że od „Nikosia” wiedział, że Mazur był „bardzo wpływową osobą, mającą kontakty na najwyższych szczeblach państwa” oraz, że z pieniędzy pochodzących z przemytu narkotyków finansował Leszka Millera”.
Miał też słyszeć od Skotarczaka, iż narkotyki były przemycane z Ameryki Południowej poprzez Wybrzeże Afryki Zachodniej. Wcześniej świadek nie zeznawał na ten temat, bo bał się o tym mówić. Łatwiej było mu o tym powiedzieć teraz, gdy wie, że Mazur jest poszukiwany listem gończym.
Iwan wiedział też od Nikosia, że ten miał kontakty z byłymi i aktualnymi pracownikami służb cywilnych i wojskowych.
Dopiero po kilku latach od zatrzymania Zirajewski przypomina sobie, że po zabójstwie Nikodema Skotarczaka Ryszard Bogucki przekazał mu informację, że on jest „od sygnału” i przejmuje rolę Nikosia w sprawie zabójstwa komendanta. Dlaczego nie powiedział o tym wcześniej, kiedy już wprowadził do swoich relacji wątek Boguckiego, nie wyjaśnia.
22 lutego 2007 roku Zirajewski zaczyna rozwijać wątek przemytu narkotyków. Opowiada, że pod koniec 1997 r., na polecenie Skotarczaka udali się do domu, w którym mieszkał ambasador lub konsul Grecji. Świadek nie chce wymienić osób, które miały brać udział w tym spotkaniu w obawie o swoje bezpieczeństwo. Spotkanie miało dotyczyć przemytu narkotyków z Ameryki Południowej przez Afrykę.
W trakcie eksperymentu procesowego z dnia 29 marca 2007 r. wskazuje dom, w którym miało miejsce opisywane wcześniej spotkanie.
Podczas kolejnych przesłuchań kontynuje swoje zeznania dotyczące spotkania w domu konsula greckiego. Zeznaje, że byli tam obecni: konsul grecki, Edward Mazur, Leszek Miller, R. F. oraz dwóch nieznanych świadkowi mężczyzn. Zebrani rozmawiali o przemycie narkotyków z Ameryki Południowej przez Afrykę Zachodnią do Antwerpii. Z wypowiedzi Leszka Millera wynikało, iż jeśli policja zainteresuje się ich nielegalnymi interesami, to będzie oznaczało, że wie to od „Generała”. Zirajewski nie zrozumiał, czy Papała wiedział o tym procederze i wycofał się z niego, czy właśnie złożono mu propozycję, a on się nie zgodził.
Podczas tego spotkania Leszek Miller miał też podżegać do zabójstwa Papały.
Małgorzata Wierchowicz, policjantka prowadząca sprawę z KGP, podczas rozprawy mówi, że podczas tych zeznań „Zirajewski był wyjątkowo nerwowy. Ja początkowo to tłumaczyłam tym, że on długo przebywa w więzieniu i to go zaczyna męczyć i przede wszystkim to na kark tego brałam. I myślałam, że to jest tego powód, ale potem on zaczął przebąkiwać, że czuje się zagrożony i boi się o swoją rodzinę. Na początku na temat ten nie chciał rozmawiać, po pewnym czasie ujawnił, że dotarły do niego takie informacje, że powinien się wycofać, bo inaczej rodzina będzie zagrożona. W pewnym momencie ujawnił, że dotarło to do niego od jego mecenasa.”
Prokurator uznaje zeznania Iwana na temat roli Millera za niepoważne i kierując akt oskarżenia do sądu rezygnuje z bezpośredniego przesłuchania byłego premiera na rozprawie, wnosząc jedynie o odczytanie zeznań złożonych przez niego w toku postępowania przygotowawczego. Sąd zaś uznaje, że Iwan wprowadził do swoich opowieści „wątki oczywiście fałszywe”.
Sąd uznaje też, że Zirajewski pomawiając inne osoby chciał ograniczyć skutki własnej odpowiedzialności karnej za czyny, które były przedmiotem innej sprawy.
Pracownikowi aresztu śledczego Iwan miał mówić, że zeznania w sprawie zabójstwa Papały mają przyczynić się do zmniejszenia mu wyroku, że wymyśla zeznania, bo prokuratorzy to łykają i on tej wersji się trzyma. Wielokrotnie też śmiejąc się pod nosem przyznawał, iż jest konfabulantem w sprawie Papały. Mówił, że ta wersja śledcza, którą on swoimi zeznaniami podtrzymuje istnieje dzięki niemu i że może się z niej wycofać.
Ostatecznie sąd nie uznaje jego zeznań za wiarygodne.
ODCINEK 9. NOWE SPOJRZENIE
Kilka dni po skierowaniu przez warszawską Prokuraturę Apelacyjną aktu oskarżenia do sądu przeciwko Boguckiemu i Zielińskiemu, Prokurator Krajowy Edward Zalewski poleca Prokuraturze Apelacyjnej w Łodzi wszcząć nowe śledztwo w sprawie zabójstwa generała.
Ministrem Sprawiedliwości i Prokuratorem Generalnym w rządzie Donalda Tuska jest wówczas Krzysztof Kwiatkowski.
Dwa sprawy dotyczące tej samej zbrodni są prowadzone w dwóch prokuraturach - łódzkiej i warszawskiej. Zanim w pierwszej zapadnie wyrok, druga już ogłosi nowych oskarżonych.
Ale po kolei.
Oficjalna wersja serwowana mediom wyjaśniająca przeniesienie śledztwa głosi, że prokuratorzy ze stolicy ustalili, kto podżegał do zabójstwa, ale nie wiedzą, kto zabił Papałę. Mają to zrobić śledczy z Łodzi. Tymczasem prawda jest taka, że do Łodzi zostaje przeniesiony wątek podżegania do zabójstwa generała przez Edwarda Mazura.
Jak się później okaże, już od 2008 roku łódzcy prokuratorzy prowadzą także tajne śledztwo dotyczące nieprawidłowości w działaniu policyjnej specgrupy „Generał”, dowodzonej przez Małgorzatę Wierchowicz, która poszukiwała zabójców Marka Papały.
Głównym zarzutem wysuwanym pod adresem grupy jest fakt, że policjanci zlekceważyli notatkę z 15 lipca 1998 roku wskazującą, kto mógł zabić generała Marka Papałę. Według anonimowej informacji egzekucji dokonał Rafał Kanigowski i współpracujący z nim Marcin P. Kanigowski jest wysłannikiem mieszkającego pod Wiedniem Jeremiasza Barańskiego „Baraniny”.
Jednak, jak pamiętamy, notatka ta nie trafiła do grupy „Generał”, za to na wiele lat utknęła w archiwum KGP.
Łódzkich śledczych zdenerwował też fakt, że policjanci z grupy „Generał” zakładali podsłuchy pomawianym w śledztwie osobom w ogóle nie zwracając uwagi na to, że są oni czynnymi politykami. Robili to co prawda za zgodą sądu, ale „sąd przecież można oszukać”.
Śledztwo jest prowadzone z grubej rury - o podejrzenie popełnienia przestępstwa „przeciwko wymiarowi sprawiedliwości” poprzez udaremnianie postępowania karnego, pomagając w ten sposób sprawcy przestępstwa uniknąć odpowiedzialności. Prokuratorzy sprawdzają też, czy policjanci świadomie kierowali sprawę na błędne tory i lansowali tezę o zleceniu zabójstwa generała Papały przez polonijnego biznesmena Edwarda Mazura, a inne tropy pomijali.
Generalnie Prokuratura Krajowa uznaje, że postępowanie wymaga „nowego spojrzenia” i „bilansu otwarcia”.
- Nie mogę wykluczyć sytuacji, że w toku dalszego postępowania znajdą się dowody, które będą wskazywać na ewentualną możliwość zaistnienia innej wersji śledczej niż ta, która została przyjęta w akcie oskarżenia – proroczo ogłasza Zalewski już w chwili przeniesienia postępowania[1].
Niecałe dwa miesiące po wszczęciu sprawy w Łodzi, 3 stycznia 2010 roku, umiera po przedawkowaniu leków na szpitalnym oddziale gdańskiego aresztu Artur Zirajewski „Iwan”. Biegli stwierdzają, że przyczyną śmierci najważniejszego świadka oskarżenia w warszawskim procesie Papały jest „zator jeździec”, który występuje w wyniku zakrzepicy tętnic.
Małgorzata Wierchowicz odchodzi na emeryturę.
Nowe spojrzenie na sprawę aż rzuca się w oczy.
W kwietniu 2012 roku łódzcy śledczy informują, że motywem zabójstwa Papały był napad rabunkowy – sprawcy zamierzali ukraść użytkowane przez generała Daewoo Espero. Zarzuty zabójstwa słyszą Igor Ławrynowicz „Patyk” i Mariusz M. Obaj zostają aresztowani.
W grudniu 2013 roku odwołują nakaz aresztowania Mazura, poszukiwania go listem gończym i uchylają zabezpieczenie majątkowe. W sierpniu 2014 roku całkowicie umarzają przeciwko polonijnemu biznesmenowi postępowanie.
Przez kilka miesięcy staram się o wgląd do uzasadnienia tej decyzji. Prokuratura Apelacyjna w Łodzi odmawia twierdząc, że nie jest to informacja publiczna.
W październiku 2013 roku Prokurator Generalny Andrzej Seremet ogłasza, że będą zarzuty za utrudnianie śledztwa dla szefowej specgrupy „Generał”, ale jakoś nikt ich nie ogłasza.
Może dlatego, że światło dzienne mogłoby ujrzeć wówczas owe stenogramy z podsłuchów polityków i biznesmenów.
Po wyroku uniewinniającym z lipca 2013 roku Ryszard Bogucki wnosi o odszkodowanie i zadośćuczynienie na kwotę 22 milionów złotych. W 2017 roku sędzia sprawozdawca Igor Tuleya z Sądu Okręgowego w Warszawie w ramach zadośćuczynienia za doznaną krzywdę wynikłą z „niewątpliwie niesłusznego aresztu” zasądza na rzecz Ryszarda Boguckiego od Skarbu Państwa kwotę 264 tysiące złotych.
Andrzej Zieliński „Słowik” i jego adwokat Piotr Pieczykolan nie występują o rekompensatę. Mecenas Piotr Kruszyński, obrońca Edwarda Mazura, ogłasza w mediach, że będzie namawiał swojego klienta do złożenia wniosku przeciwko państwu polskiemu. Chyba jednak mu się to nie udaje, bo sprawa o odszkodowanie dla biznesmena ostatecznie nie trafia do sądu.
W maju 2015 roku trafia za to do warszawskiego Sądu Okręgowego akt oskarżenia w sprawie Igora Ławrynowicza ”Patyka”. Łódzka prokuratura żąda dla niego dożywocia.
ODCINEK 10. MISTYFIKACJA
Jak pamiętamy, około ósmej, dziewiątej wieczorem przy garażach w okolicy bloku Papały kręci się Igor Ławrynowicz ps. Patyk, członek gangu złodziei samochodów. W pewnym momencie przy ogrodzeniu jednej z działek widzi samochód z włączonym silnikiem. Obok auta stoi młody mężczyzna, który załatwia czynność fizjologiczną.
Igor Ławrynowicz już zasadza się na wóz, ale zauważa, że facet jest chyba z „branży”. W tym samym momencie obok „Patyka” przebiega Siergiej Senkiv, członek „klubu płatnych zabójców”. Wsiada do auta na miejsce pasażera, mówi coś po rosyjsku i obydwaj odjeżdżają.
Jak ustalą warszawscy śledczy, kierowcą samochodu prawdopodobnie jest Krzysztof Weremko, były członek kadry narodowej zapaśników, znajomy Ryszarda Boguckiego. Rok później Weremko zginie w wypadku samochodowym.
Kim jest Igor Wawrynowicz „Patyk”?
W latach 90. na potęgę kradnie samochody, najchętniej limuzyny warte miliony złotych. Nad jego gangiem „opiekę” sprawuje Pruszków, a konkretnie Jarosław Sokołowski „Masa”. Ofiarami gangu „Patyka” padają m.in. poseł i antyterrorysta Jerzy Dziewulski i posłanka Barbara Blida.
Złodziej wpada w kwietniu 2000 roku i zostaje świadkiem koronnym. Zeznaje przeciwko kolegom z gangu i skorumpowanym policjantom ze stołecznej komendy. To za jego sprawą do aresztu trafia Robert P. „Biker”, członek jego gangu. Jednak wtedy „Biker” nie zdradzi śledczym, że obciążający go „Patyk” zabił byłego szefa policji, choć mogło by mu to załatwić nadzwyczajne złagodzenie kary.
Robert P. czeka z ogłoszeniem tych rewelacji aż odsiedzi karę, a śledztwo zostanie przeniesione do Łodzi. Gdy w 2011 roku docierają do niego śledczy, jak na zawołanie „Biker” przypomina sobie, że 13 lat wcześniej razem z „Patykiem” brał udział w napadzie na Papałę . Zostaje świadkiem koronnym.
Opowiada łódzkim śledczym, że tamtego wieczoru razem z innymi członkami gangu "Patyka" przyjechał pod blok generała, żeby ukraść samochód. Igor Ławrynowicz i Mariusz M. poszli wykonać robotę, a w tym czasie on z dwoma innymi członkami grupy siedzieli w samochodzie na czatach.
Po jakimś czasie zaczęli się niepokoić, bo „Patyk” i jego kumpel nie wracali. Wysiedli z auta, podeszli do rogu bloku i wtedy usłyszeli strzał. Było to dokładnie o 21.50. „Biker” dokładnie to pamięta, bo – jak oznajmia – kolekcjonuje zegarki i często na nie spogląda.
Po chwili zobaczyli biegnących Igora Ławrynowicza i Mariusza M.
- Spierdalamy, bo jest przypał! – miał krzyczeć „Patyk”.
Wszyscy wsiedli do samochodu i odjechali.
W relacji „Bikera” nie dziwi łódzkich prokuratorów fakt, że uciekającej pod blokiem czwórki mężczyzn nie widział żaden świadek zabójstwa generała. Nikt nie słyszał, jak krzyczeli ani nikt nie widział odjeżdżającego z piskiem opon samochodu.
Nie przeszkadza też śledczym, że świadek koronny nie widział, kto oddał śmiertelny strzał. Nie zastanawia ich fakt, że Daewoo, dla którego poświęcono życia człowieka w końcu nie zostało skradzione.
Tymczasem „Biker” następnego dnia po zbrodni spotyka się z „Patykiem” i jadą kraść samochody. Jakby nigdy nic.
Na podstawie jego zeznań łódzka prokuratura 18 maja 2015 roku kieruje akt oskarżenia do sądu.
Mimo że nikt nie wierzy, żeby „Patyk” zabił człowieka dla zwykłego Daewoo, śledczy twierdzą, że strzelił, bo spanikował i przypadkowo nacisnął na spust. Policyjny samochód był mu rzekomo potrzebny do napadów na tiry, choć, jak twierdzi Jarosław Sokołowski „Masa”, gang Igora Wawrynowicza nigdy się napadami na tiry nie zajmował.
Zdaniem prokuratury „Patyk” poszedł na włam z pistoletem, bo bał się innych grup przestępczych. Nie bierze pod uwagę, że to właśnie za ochronę przed nimi opłacał się Pruszkowowi. Poza tym złodzieje samochodów nie brali na robotę broni, bo w razie zatrzymania przez policję od razu groziło im zatrzymanie.
Na pytanie, dlaczego zastrzelił byłego komendanta głównego policji łódzcy śledczy odpowiadają – nie wiedział, kim był właściciel Daewoo Espero.
27 października 2020 roku przed Sądem Okręgowym w Warszawie zapada wyrok.
- Mamy po wielu latach pewność, że to nie oskarżeni usiłowali ukraść Daewoo Espero i przy tej okazji to nie Igor M. (Ławrynowicz zmienił nazwisko – przypis autorki) zastrzelił Marka Papałę - mówi sędzia Mariusz Iwaszko w ustnym uzasadnieniu.
Sąd uniewinnia Igora M. „Patyka” od wszystkich postawionych mu przez łódzką prokuraturę zarzutów, w tym głównego zarzutu zabójstwa byłego szefa policji Marka Papały.
- Nie jest bowiem przyjęte, patrząc na doświadczenie życiowe, że złodziej kradnąc samochód i chcąc jedynie postraszyć pokrzywdzonego bronią, może tak niefortunnie jej użyć, że zabija pokrzywdzonego - mówi sędzia Iwaszko. - Jest oczywiście do pomyślenia, że M. zdenerwowany, z potocznego punktu widzenia, niechcący nacisnął na spust. To jest jednak samo w sobie tak mało prawdopodobne, że jest mało wiarygodne.
Weryfikacja dowodów nie potwierdziła przywoływanych przez prokuraturę rzekomych wcześniejszych kradzieży dokonanych przez gang „Patyka” z użyciem broni.
- Kwestia wcześniejszego używania broni przez M. nie utrzymała się procesowo – stwierdza sąd.
Poza tym zeznania głównego świadka oskarżenia, byłego członka grupy - Roberta P. – zawierają nieścisłości i niekonsekwencje.
- Nie ma najmniejszych wątpliwości, że wersja P. jest sprzeczna co do istoty z dowodami uzyskanymi tuż po czynie od świadków – zaznacza sędzia.
Poza tym „nie stwierdzono żadnych oznak walki o ten samochód, nie stwierdzono też jakiejkolwiek rozmowy dotyczącej kradzieży, na przykład: »Oddaj kluczyki!«”.
Pozostałych członków gangu, którzy byli oskarżeni o kradzieże i napady, sąd uniewinnił lub umorzył postępowanie:
- W przypadku części zarzutów sprawę należało umorzyć, bo się przedawniły. I to już przed postawieniem tych zarzutów w 2012 roku – wytknął śledczym sąd.
Wyrok nie jest prawomocny, a prokuratura zapowiada apelację.
I tak po 22 latach od zbrodni sąd uniewinnił kolejnych oskarżonych o to zabójstwo, którzy za chwilę będą mogli, podobnie jak poprzedni, starać się o milionowe odszkodowanie od skarbu państwa.
Zbrodnia była, ale kary wciąż nie ma.
Kilka dni po skierowaniu przez warszawską Prokuraturę Apelacyjną aktu oskarżenia do sądu przeciwko Boguckiemu i Zielińskiemu, Prokurator Krajowy Edward Zalewski poleca Prokuraturze Apelacyjnej w Łodzi wszcząć nowe śledztwo w sprawie zabójstwa generała.
Ministrem Sprawiedliwości i Prokuratorem Generalnym w rządzie Donalda Tuska jest wówczas Krzysztof Kwiatkowski.
Dwa sprawy dotyczące tej samej zbrodni są prowadzone w dwóch prokuraturach - łódzkiej i warszawskiej. Zanim w pierwszej zapadnie wyrok, druga już ogłosi nowych oskarżonych.
Ale po kolei.
Oficjalna wersja serwowana mediom wyjaśniająca przeniesienie śledztwa głosi, że prokuratorzy ze stolicy ustalili, kto podżegał do zabójstwa, ale nie wiedzą, kto zabił Papałę. Mają to zrobić śledczy z Łodzi. Tymczasem prawda jest taka, że do Łodzi zostaje przeniesiony wątek podżegania do zabójstwa generała przez Edwarda Mazura.
Jak się później okaże, już od 2008 roku łódzcy prokuratorzy prowadzą także tajne śledztwo dotyczące nieprawidłowości w działaniu policyjnej specgrupy „Generał”, dowodzonej przez Małgorzatę Wierchowicz, która poszukiwała zabójców Marka Papały.
Głównym zarzutem wysuwanym pod adresem grupy jest fakt, że policjanci zlekceważyli notatkę z 15 lipca 1998 roku wskazującą, kto mógł zabić generała Marka Papałę. Według anonimowej informacji egzekucji dokonał Rafał Kanigowski i współpracujący z nim Marcin P. Kanigowski jest wysłannikiem mieszkającego pod Wiedniem Jeremiasza Barańskiego „Baraniny”.
Jednak, jak pamiętamy, notatka ta nie trafiła do grupy „Generał”, za to na wiele lat utknęła w archiwum KGP.
Łódzkich śledczych zdenerwował też fakt, że policjanci z grupy „Generał” zakładali podsłuchy pomawianym w śledztwie osobom w ogóle nie zwracając uwagi na to, że są oni czynnymi politykami. Robili to co prawda za zgodą sądu, ale „sąd przecież można oszukać”.
Śledztwo jest prowadzone z grubej rury - o podejrzenie popełnienia przestępstwa „przeciwko wymiarowi sprawiedliwości” poprzez udaremnianie postępowania karnego, pomagając w ten sposób sprawcy przestępstwa uniknąć odpowiedzialności. Prokuratorzy sprawdzają też, czy policjanci świadomie kierowali sprawę na błędne tory i lansowali tezę o zleceniu zabójstwa generała Papały przez polonijnego biznesmena Edwarda Mazura, a inne tropy pomijali.
Generalnie Prokuratura Krajowa uznaje, że postępowanie wymaga „nowego spojrzenia” i „bilansu otwarcia”.
- Nie mogę wykluczyć sytuacji, że w toku dalszego postępowania znajdą się dowody, które będą wskazywać na ewentualną możliwość zaistnienia innej wersji śledczej niż ta, która została przyjęta w akcie oskarżenia – proroczo ogłasza Zalewski już w chwili przeniesienia postępowania[1].
Niecałe dwa miesiące po wszczęciu sprawy w Łodzi, 3 stycznia 2010 roku, umiera po przedawkowaniu leków na szpitalnym oddziale gdańskiego aresztu Artur Zirajewski „Iwan”. Biegli stwierdzają, że przyczyną śmierci najważniejszego świadka oskarżenia w warszawskim procesie Papały jest „zator jeździec”, który występuje w wyniku zakrzepicy tętnic.
Małgorzata Wierchowicz odchodzi na emeryturę.
Nowe spojrzenie na sprawę aż rzuca się w oczy.
W kwietniu 2012 roku łódzcy śledczy informują, że motywem zabójstwa Papały był napad rabunkowy – sprawcy zamierzali ukraść użytkowane przez generała Daewoo Espero. Zarzuty zabójstwa słyszą Igor Ławrynowicz „Patyk” i Mariusz M. Obaj zostają aresztowani.
W grudniu 2013 roku odwołują nakaz aresztowania Mazura, poszukiwania go listem gończym i uchylają zabezpieczenie majątkowe. W sierpniu 2014 roku całkowicie umarzają przeciwko polonijnemu biznesmenowi postępowanie.
Przez kilka miesięcy staram się o wgląd do uzasadnienia tej decyzji. Prokuratura Apelacyjna w Łodzi odmawia twierdząc, że nie jest to informacja publiczna.
W październiku 2013 roku Prokurator Generalny Andrzej Seremet ogłasza, że będą zarzuty za utrudnianie śledztwa dla szefowej specgrupy „Generał”, ale jakoś nikt ich nie ogłasza.
Może dlatego, że światło dzienne mogłoby ujrzeć wówczas owe stenogramy z podsłuchów polityków i biznesmenów.
Po wyroku uniewinniającym z lipca 2013 roku Ryszard Bogucki wnosi o odszkodowanie i zadośćuczynienie na kwotę 22 milionów złotych. W 2017 roku sędzia sprawozdawca Igor Tuleya z Sądu Okręgowego w Warszawie w ramach zadośćuczynienia za doznaną krzywdę wynikłą z „niewątpliwie niesłusznego aresztu” zasądza na rzecz Ryszarda Boguckiego od Skarbu Państwa kwotę 264 tysiące złotych.
Andrzej Zieliński „Słowik” i jego adwokat Piotr Pieczykolan nie występują o rekompensatę. Mecenas Piotr Kruszyński, obrońca Edwarda Mazura, ogłasza w mediach, że będzie namawiał swojego klienta do złożenia wniosku przeciwko państwu polskiemu. Chyba jednak mu się to nie udaje, bo sprawa o odszkodowanie dla biznesmena ostatecznie nie trafia do sądu.
W maju 2015 roku trafia za to do warszawskiego Sądu Okręgowego akt oskarżenia w sprawie Igora Ławrynowicza ”Patyka”. Łódzka prokuratura żąda dla niego dożywocia.
ODCINEK 10. MISTYFIKACJA
Jak pamiętamy, około ósmej, dziewiątej wieczorem przy garażach w okolicy bloku Papały kręci się Igor Ławrynowicz ps. Patyk, członek gangu złodziei samochodów. W pewnym momencie przy ogrodzeniu jednej z działek widzi samochód z włączonym silnikiem. Obok auta stoi młody mężczyzna, który załatwia czynność fizjologiczną.
Igor Ławrynowicz już zasadza się na wóz, ale zauważa, że facet jest chyba z „branży”. W tym samym momencie obok „Patyka” przebiega Siergiej Senkiv, członek „klubu płatnych zabójców”. Wsiada do auta na miejsce pasażera, mówi coś po rosyjsku i obydwaj odjeżdżają.
Jak ustalą warszawscy śledczy, kierowcą samochodu prawdopodobnie jest Krzysztof Weremko, były członek kadry narodowej zapaśników, znajomy Ryszarda Boguckiego. Rok później Weremko zginie w wypadku samochodowym.
Kim jest Igor Wawrynowicz „Patyk”?
W latach 90. na potęgę kradnie samochody, najchętniej limuzyny warte miliony złotych. Nad jego gangiem „opiekę” sprawuje Pruszków, a konkretnie Jarosław Sokołowski „Masa”. Ofiarami gangu „Patyka” padają m.in. poseł i antyterrorysta Jerzy Dziewulski i posłanka Barbara Blida.
Złodziej wpada w kwietniu 2000 roku i zostaje świadkiem koronnym. Zeznaje przeciwko kolegom z gangu i skorumpowanym policjantom ze stołecznej komendy. To za jego sprawą do aresztu trafia Robert P. „Biker”, członek jego gangu. Jednak wtedy „Biker” nie zdradzi śledczym, że obciążający go „Patyk” zabił byłego szefa policji, choć mogło by mu to załatwić nadzwyczajne złagodzenie kary.
Robert P. czeka z ogłoszeniem tych rewelacji aż odsiedzi karę, a śledztwo zostanie przeniesione do Łodzi. Gdy w 2011 roku docierają do niego śledczy, jak na zawołanie „Biker” przypomina sobie, że 13 lat wcześniej razem z „Patykiem” brał udział w napadzie na Papałę . Zostaje świadkiem koronnym.
Opowiada łódzkim śledczym, że tamtego wieczoru razem z innymi członkami gangu "Patyka" przyjechał pod blok generała, żeby ukraść samochód. Igor Ławrynowicz i Mariusz M. poszli wykonać robotę, a w tym czasie on z dwoma innymi członkami grupy siedzieli w samochodzie na czatach.
Po jakimś czasie zaczęli się niepokoić, bo „Patyk” i jego kumpel nie wracali. Wysiedli z auta, podeszli do rogu bloku i wtedy usłyszeli strzał. Było to dokładnie o 21.50. „Biker” dokładnie to pamięta, bo – jak oznajmia – kolekcjonuje zegarki i często na nie spogląda.
Po chwili zobaczyli biegnących Igora Ławrynowicza i Mariusza M.
- Spierdalamy, bo jest przypał! – miał krzyczeć „Patyk”.
Wszyscy wsiedli do samochodu i odjechali.
W relacji „Bikera” nie dziwi łódzkich prokuratorów fakt, że uciekającej pod blokiem czwórki mężczyzn nie widział żaden świadek zabójstwa generała. Nikt nie słyszał, jak krzyczeli ani nikt nie widział odjeżdżającego z piskiem opon samochodu.
Nie przeszkadza też śledczym, że świadek koronny nie widział, kto oddał śmiertelny strzał. Nie zastanawia ich fakt, że Daewoo, dla którego poświęcono życia człowieka w końcu nie zostało skradzione.
Tymczasem „Biker” następnego dnia po zbrodni spotyka się z „Patykiem” i jadą kraść samochody. Jakby nigdy nic.
Na podstawie jego zeznań łódzka prokuratura 18 maja 2015 roku kieruje akt oskarżenia do sądu.
Mimo że nikt nie wierzy, żeby „Patyk” zabił człowieka dla zwykłego Daewoo, śledczy twierdzą, że strzelił, bo spanikował i przypadkowo nacisnął na spust. Policyjny samochód był mu rzekomo potrzebny do napadów na tiry, choć, jak twierdzi Jarosław Sokołowski „Masa”, gang Igora Wawrynowicza nigdy się napadami na tiry nie zajmował.
Zdaniem prokuratury „Patyk” poszedł na włam z pistoletem, bo bał się innych grup przestępczych. Nie bierze pod uwagę, że to właśnie za ochronę przed nimi opłacał się Pruszkowowi. Poza tym złodzieje samochodów nie brali na robotę broni, bo w razie zatrzymania przez policję od razu groziło im zatrzymanie.
Na pytanie, dlaczego zastrzelił byłego komendanta głównego policji łódzcy śledczy odpowiadają – nie wiedział, kim był właściciel Daewoo Espero.
27 października 2020 roku przed Sądem Okręgowym w Warszawie zapada wyrok.
- Mamy po wielu latach pewność, że to nie oskarżeni usiłowali ukraść Daewoo Espero i przy tej okazji to nie Igor M. (Ławrynowicz zmienił nazwisko – przypis autorki) zastrzelił Marka Papałę - mówi sędzia Mariusz Iwaszko w ustnym uzasadnieniu.
Sąd uniewinnia Igora M. „Patyka” od wszystkich postawionych mu przez łódzką prokuraturę zarzutów, w tym głównego zarzutu zabójstwa byłego szefa policji Marka Papały.
- Nie jest bowiem przyjęte, patrząc na doświadczenie życiowe, że złodziej kradnąc samochód i chcąc jedynie postraszyć pokrzywdzonego bronią, może tak niefortunnie jej użyć, że zabija pokrzywdzonego - mówi sędzia Iwaszko. - Jest oczywiście do pomyślenia, że M. zdenerwowany, z potocznego punktu widzenia, niechcący nacisnął na spust. To jest jednak samo w sobie tak mało prawdopodobne, że jest mało wiarygodne.
Weryfikacja dowodów nie potwierdziła przywoływanych przez prokuraturę rzekomych wcześniejszych kradzieży dokonanych przez gang „Patyka” z użyciem broni.
- Kwestia wcześniejszego używania broni przez M. nie utrzymała się procesowo – stwierdza sąd.
Poza tym zeznania głównego świadka oskarżenia, byłego członka grupy - Roberta P. – zawierają nieścisłości i niekonsekwencje.
- Nie ma najmniejszych wątpliwości, że wersja P. jest sprzeczna co do istoty z dowodami uzyskanymi tuż po czynie od świadków – zaznacza sędzia.
Poza tym „nie stwierdzono żadnych oznak walki o ten samochód, nie stwierdzono też jakiejkolwiek rozmowy dotyczącej kradzieży, na przykład: »Oddaj kluczyki!«”.
Pozostałych członków gangu, którzy byli oskarżeni o kradzieże i napady, sąd uniewinnił lub umorzył postępowanie:
- W przypadku części zarzutów sprawę należało umorzyć, bo się przedawniły. I to już przed postawieniem tych zarzutów w 2012 roku – wytknął śledczym sąd.
Wyrok nie jest prawomocny, a prokuratura zapowiada apelację.
I tak po 22 latach od zbrodni sąd uniewinnił kolejnych oskarżonych o to zabójstwo, którzy za chwilę będą mogli, podobnie jak poprzedni, starać się o milionowe odszkodowanie od skarbu państwa.
Zbrodnia była, ale kary wciąż nie ma.
„Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci”
W tekście wykorzystano cytaty z:
[1] https://wydarzenia.interia.pl/raporty/raport-zabojstwo-papaly/kulisy-sledztwa/news-smierc-papaly-rewolucyjne-decyzje-w-sledztwie
[i] „Trop afery”, Gazeta Wyborcza, 23.10.1998 r.
[ii] A. Marszałek, „Niebezpieczny układ”, Rzeczpospolita, 9.12.1998r.
[i] Akt oskarżenia z 10.11.2009 r. sporządzony przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie.
[ii] Rekonstrukcja zdarzeń oparta na ustaleniach zawartych w akcie oskarżenia z 10.11.2009 r. sporządzonym przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie.
[iii] Wniosek o ekstradycję do Polski Edwarda Mazura.
[i] W całym rozdziale korzystałam z cytatów z: M. Góra, K. Brożek „Upadek. Historia prałata Henryka Jankowskiego”, Warszawa 2020
[ii] S. Latkowski „Zabić Papałę”, Warszawa 2008
[i] A. Marszałek „Kto zabił Papałę?”, Warszawa 2008
[ii] D. Kos, K. Manys „Chodzą za mną”, Super Express, 2.11.1998 r.
[iii] S. Latkowski „Zabić Papałę”, Warszawa 2008
[iv] S. Latkowski „Zabić Papałę”, Warszawa 200
[v] A. Marszałek „Kto zabił Papałę?”, Warszawa 2008
[vi] D. Kos, K. Manys „Co generał Papała robił 2 godziny przed śmiercią”, Super Express, 5.11.1998 r.[vii] A. Marszałek „Kto zabił Papałę?”, Warszawa 2008
[i] Akt oskarżenia z 10.11.2009 r. sporządzony przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie
[i] A. Marszałek „Kto zabił Papałę?”, Warszawa 2008
[ii] ibidem
[iii] S. Latkowski „Zabić Papałę”, Warszawa 2008
[iv] A. Marszałek „Kto zabił Papałę?”, Warszawa 2008
[v] S. Latkowski ‘Zabić Papałę”, Warszawa 2008
[i] L. Szymowski „Zabić komendanta”, Warszawa 2013